Maria Strzelecka: Beskid bez kitu

Zauroczyła mnie ta książeczka. Najpierw stylizowaną okładką, a później opowieścią. Książka przeznaczona dla dzieci, ale jeszcze nie wiem jaka będzie ich reakcja. Moja to zachwyt nad szatą graficzną i kilkoma bohaterkami, które w nieszablonowy sposób przybliżają nam świat Beskidu Niskiego.

Lektura podzielona jest na dwie części. W pierwszej autorka przenosi nas w lata sześćdziesiąte i przedstawia realia tego okresu. Rodzice głównej bohaterki pracują w Państwowym Gospodarstwie Rolnym, babcia Tekla to Łemkini, która się z tym nie afiszuje, a Terka zafascynowana przyrodą, która ją otacza, penetruje okolicę, co rusz odkrywa różne niespodzianki.

Niesamowite jest to, że małej bohaterce do fantastycznej zabawy potrzebna jest tylko wyobraźnia, nieco wiedzy uzupełnianej przez mądrą babcię i czasem rekwizyty do przedstawień, które przygotowuje. Nieodłącznym jej atrybutem jest jeszcze rower, który pozwala jej na sporą niezależność. Jej oczyma poznajemy tajemnice miejsca, w którym przyszło jej żyć. Dla Terki wszystko jest przygodą i straszący ją po zmroku borsuk i spotkanie z jeleniem i inne ciekawostki dotyczące flory i fauny. Zresztą dzięki swojej detektywistycznej naturze udaje jej się zobaczyć wewnątrz cerkiew i namówić babcię na opowieść o dawnych czasach. Wspólnie też adaptują „Czerwonego Kapturka” na baśń ekologiczną.

W części drugiej w tę samą okolicę, tylko kilkadziesiąt lat później, przyjeżdżają pod namiot mama z córką. To samo w sobie jest ciekawe, bo łamie stereotypy o nieporadnej „traperce”. Kobieta próbuje zainteresować kilkulatkę otaczającą je przyrodą, głównie opowiadając o ziołach i ich właściwościach. Odnajdują też ślady dawnych mieszkańców. Opowieści w ten sposób się zazębiają, ale nie otrzymujemy odpowiedzi na wszystkie pytania.

Autorka wykonała trudne zadanie. Nie nużąc opisała krajobrazy, przyrodę Beskidu Śląskiego. Wplotła to wszystko w przygody dwóch nieszablonowych damskich duetów. Trudno nie zauważyć, że na pierwszym planie opowieści są intrygujące kobiety i dziewczynki. Panowie czasem pojawiają się w tle. Jak napiszę, że to feministyczna lektura to chyba nie przesadzę. Maria Strzelecka dodała do opowieści piękne tablice, którymi uzupełnia naszą wiedzę, głównie dotyczącą zwierząt i roślin opisywanych terenów. Zresztą pisze o przyrodzie szalenie interesująco. Opis hierarchii w stadzie jeleni to literacki majstersztyk.

Bardzo mi się podobała ta wędrówka po Beskidzie Niskim. Maria Strzelecka z szacunkiem traktuje to co można zaobserwować na leśnych dukatach i górskich ścieżkach. Fantastyczna, pouczająca wycieczka. Chyba już wiem, jak już będzie można, gdzie mnie nogi poniosą.

Strzelecka Maria. Beskid bez kitu. Libra Pl, 2020

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *