Halina Korolec-Bujakowska: Mój chłopiec, motor i ja

Emocjonalna relacja z podróży sprzed kilkudziesięciu lat. Napisana przez dziewczynę, która chyba do końca nie zdawała sobie sprawy na co się decyduje. Jej opowieść jest dowodem, że nie tylko kalkulacje, ale łut szczęścia, odrobina szaleństwa są potrzebne, by marzenia mogły się spełniać. Ma rację Łukasz Wierzbicki, że jest to książka pokazująca proces dojrzewania jej bohaterów. Nade wszystko jest to barwna historia wyprawy z Polski do Szanghaju. Państwo Bujakowscy w sierpniu 1934 roku udali się motorem z przyczepką  w podróż poślubną, której trasa wiodła przez Azję i wynosiła bagatela, 24 000 kilometrów. Autorka opisuje krajobrazy, miejsca i ludzi napotkanych po drodze. Pisze o chwilach radosnych, ale też niezwykle trudnych. Niełatwo sobie wyobrazić nam ludziom osadzonym w XXI wieku, z mnóstwem gadżetów i technologią, która ratuje skórę niejednego podróżnika, jak wyglądała taka wyprawa bez  pomocy kilkadziesiąt lat temu. Halinie i Stachowi udało się pokonać różne przeszkody, dotrzeć do celu dzięki dużej odwadze, kreatywności i wzajemnemu wsparciu. Halina, która pierwotnie miała być zapewne maskotką („balastem”)  wyjazdu przeobraża się w pełnoprawnego jej uczestnika. Brak siły rekompensuje urokiem osobistym. Opowieść, którą toczy, rzeczywiście można by uznać  za rodzaj wpisów na blogu, a nawet momentami reportażem. Niesamowite jest to, że ta kronika pomimo różnych zmian geopolitycznych, „scenografii” jak napisał Marek Kamiński jest niezwykle świeża i aktualna. Młodość jej bohaterów, przekonanie o byciu „niezniszczalnym”, ciekawość świata i ludzi to siła tej lektury. Równocześnie dla czytelnika współczesnego wspomnienia Haliny i zdjęcia jej chłopca są atrakcyjne również dlatego, że utrwaliły właśnie to co  zniknęło. To taka książka „wielopoziomowa” chociaż w zamiarze zapewne miała być relacją z pionierskiego wyczynu sportowego i być może, gdyby nie wojna, która pozmieniała życiorysy tysiącom ludzi i losy naszej dwójki mogły by być inne. Zapewne wcześniej wydano by ten pamiętnik,  pieczołowicie przygotowywany przez autorkę, a tak niestety przeleżał w zapomnieniu kilkadziesiąt lat. Szczęśliwie dla nas czytelników, dzięki usiłowaniom jej rodziny, możemy go przeczytać i przemierzyć  motorem szlak z Druskiennik w głąb Azji z Haliną i jej chłopcem. Ja częściowo wysłuchałam audiobooka przeczytanego przez Kamilę Kuboth-Schuchardt, która była świetnym lektorem, ale warto zajrzeć do książki ze względu na zdjęcia.

 

Korolec-Bujakowska Halina. Mój chłopiec, motor i ja. Z Druskiennik do Szanghaju 1934 -1936. Poradnia K, Wydawnictwo W.A.B, 2011

Pod redakcją Łukasza Wierzbickiego

Audiobook czyta: Kamila Kuboth-Schuchardt

2 thoughts to “Halina Korolec-Bujakowska: Mój chłopiec, motor i ja”

  1. Pewnie wiesz…Jest też wersja dla dzieci tej historii („Machiną przez Chiny”). Czytaliśmy – już kilka lat temu, książka bardzo się podobała dzieciakom.

    1. Tak wiem, ale nie czytałam. Pan Łukasz Wierzbicki specjalizuje się w takich historiach i świetnie, że ktoś dzieciakom je przybliża. Jestem ciekawa tej wersji. Muszę ją zdobyć do biblioteki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *