Monika Sznajderman: Pusty las

Książka napisana z ogromną czułością wypełniająca pustkę, nie po brakującej cerkwi czy domach, ale ludziach kiedyś je zapełniających. Monika Sznajderman mieszka w Beskidzie Niskim od kilkudziesięciu lat, nie jest autochtonem i być może ten lekki dystans, aparat naukowy i ogromna wrażliwość pozwoliły jej stworzyć świetną  kronikę tych okolic. Losy sąsiadów, o których sama napisała, że zniknęli, „bo zmiotła, ich historia” oraz odpowiedz na fundamentalne pytanie „Co ja tu robię” to trzon tej opowieści. Oczywiście gdyby się uprzeć, książka mogłaby być przewodnikiem po Wołowcu i okolicy, ale raczej autorka jest tropicielem jej bohaterów: Łemków, Żydów, Cyganów. I to poszukiwaczem wytrawnym, śledzi ich historie w archiwach, plebaniach, rocznikach czasopism, literaturze i innych źródłach. No ale lektura to nie praca naukowa i najbardziej interesujące są jej „wycieczki” w różne rejony kultury. Proza wyjątkowa i piszę to z pełną odpowiedzialnością. Ja miałam ogromną przyjemność posłuchać autorki przed przeczytaniem książki. I ten szacunek, troska i afirmacja miejsca, w której przyszło jej mieszkać była odczuwalna już w trakcie tej rozmowy. Beskid Niski nie jest najprostszą krainą do życia, co zresztą potwierdzają osobiste doświadczenia autorki. Potwierdzają to też losy jej sąsiadów. Tylko, że bohaterowie jej książki wracali do miejscowości, w których się urodzili z odległych zakątków kraju i świata, żeby móc w tym miejscu chociaż umrzeć. Monika Sznajderman wydobywa z niepamięci różne postaci, ale i wydarzenia i ciekawostki jak boom naftowy Ropicy, Sękowej, cmentarze z okresu pierwszej wojny czy obozy w Thalerhofie, Jaworznie. Opowieść to mozaika, niestety raczej smutnych elementów, bo dotyczy przemijania. Powstała z ciekawości pani Moniki, poszukiwań o jej miejscu. Autorka w finale spróbowała odpowiedzieć na przewijające się podczas lektury pytanie:

„Co ja tu robię”, pytam często samą siebie w zamyśleniu, gdy przychodzi ta szara godzina, kiedy psa nie odróżnisz od wilka i pasterze zaganiają zwierzęta do owczarni. I sama sobie odpowiadam: ” Jak to co? Mieszkam. Na pustym polu i w pustym lesie. Na łące pamięci”.

Polecam gorąco.

Bytując krzątaczo, walczymy z nieistnieniem, ustanawiamy świat – to nasza prywatna, domowa kosmogonia. Na wsi krzątactwo jako forma bytowania przyjmuje formę nawet bardziej uchwytną i oczywistą niż w mieście, albowiem na wsi, w przeciwieństwie do miasta, „ziemia atakuje otwarcie”.

Dla młodych kobiet było tu za ciężko, za daleko od świata, zimą w całkowitym odcięciu i ciemności, nic tylko harówka, ani na zabawę pojechać, ani rodziny odwiedzić, no i te łemkowskie teściowe – długowieczne, srogie, które sprawowały w swoich gospodarstwach niepodzielną władzę – kto by dobrowolnie oddawał się w taką niewolę?

Nie wiedzieli, że tak właśnie miało być, że to nie ich wybór, tylko Stalina, że ktoś narysował na nowo granice, ktoś ich policzył i zdecydował, że mają stąd zniknąć na zawsze – z samego tylko małego, zapomnianego Wołowca ” 10 Ukraińców i łemków oraz 792 starorusinów”, a ile jeszcze z reszty kraju? Bo nowa Polska ma być polska, nie żadna ukraińska. A oni są dla władzy Ukraińcami. Więc ta dobrowolność to w istocie była złudna sprawa, kończyła się bardzo szybko, już po tym jak na odpowiednim formularzu złożyli podpisy. I musieli zostawić groby ojców na obu cmentarzach i przydrożne krzyże, stare sady z drzewami uginającymi się od owoców i łąki z kocimiętką i koniczyną, długie, kryte strzechą chałupy, w których mieszkali ze zwierzętami, kamienne spichlerze pełne ziarna i ziemię po swoich żydowskich sąsiadach, którą nie zdążyli się nacieszyć.

Nie rozumieli za co spotkał ich ten los, za co zabrano im bezpowrotnie ziemię i całe dotychczasowe życie, przecież nic złego nie zrobili, ich rodziny gospodarzyły tu od stuleci i niczego więcej nie chciały. A już na pewno obalać ustroju. I bardzo możliwe, sadzą dziś niektórzy historycy, że prawdziwym celem nie było wcale rozbicie partyzantki i ukaranie tych, którzy ją wspierali, lecz znamy te słowa doskonale”ostateczne rozwiązanie”: w tym wypadku „problemu ukraińskiego w Polsce”.

 

Sznajderman Monika. Pusty las. Wydawnictwo Czarne, 2019

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *