Właśnie wróciłam z mojej wakacyjnej wyprawy rowerowej, podczas której jeden dzień krążyłam po Katowicach. Te fragmenty miasta, które widziałam ku mojemu zdziwieniu były bardzo zielone, co oznacza że moje wyobrażenie o czarnym Śląsku okazało się stereotypem. O tym, że jednak nie jest tak optymistycznie przekonałam się tuż po powrocie i przeczytaniu „Doktórki od familoków”. To szalenie przejmująca opowieść o kobiecie, która wbrew różnym przeciwnościom zawalczyła o lepszy byt swoich szopienickich pacjentów.
Jolanta Wadowska – Król była pediatrą i opiekowała się dziećmi, których głównie ojcowie pracowali w hucie, a całe rodziny mieszkały w jej okolicach. Zaniepokojona powtarzającymi się problemami zdrowotnymi zdiagnozowała u większości z nich ołowicę. Miało to miejsce w latach siedemdziesiątych poprzedniego stulecia, co oznaczało że władze PRL nie ucieszy taka informacja w przestrzeni publicznej. Pracowita, skromna „Matka Boska szopienicka” z pomocą innych kobiet dokonała niemożliwego i wywalczyła dla swoich małych pacjentów polepszenie ich losu. Wszystko co piszę jest pewnie powszechnie znane, bo Jolanta Wadowska – Król po latach doczekała się docenienia jej zasług i jest to postać, o której było głośno.
Magdalena Majcher pokusiła się na fabularyzowaną wersję opowieści, konsultowaną z jej bohaterami. Poza opowieścią o lekarce i jej poczynaniach w centrum historii postawiła fikcyjną Helenę, która miała być „przedstawicielką” śląskich matek i żon z Szopienic. O ile wątki dotyczące doktórki (ograniczone prawdą historyczną) mają jeszcze nieco dramaturgii, to te poświęcone mieszkańcom familoków to takie trochę „lelum polelum”. Niezaprzeczalnie trzeba jednak autorce podziękować, że wyciągnęła z cienia kobietę, która wielkim wysiłkiem ratowała zdrowie i życie. Jeśli jednak nie mielibyście czasu na przebrnięcie przez tę powieść to zachęcam do zerknięcia do Internetu, jest sporo filmików o Jolancie Wadowskiej – Król.
Majcher Magdalena. Doktórka od familoków. Wydawnictwo W.A.B, 2023