Rozsądek mi podpowiada, żeby przeczekać aż opadnie kurz po tabunach zachwyconych czytelników i sięgać po książkę, jak już zarekomendują mi ją Ci, którym ufam. Nie posłuchałam. Tym razem ponownie nie znalazłam się w grupie zauroczonych powieścią, ale myślę że w tym wypadku warto to jednak sprawdzić samemu. Wydaje mi się, że zależne jest to między innymi od wrażliwości czytelnika, „zmęczenia” tematem czy przyzwolenia na czerpanie z literackich zasobów. Okazało się, że u mnie wszystkie te czynniki spowodowały lekką rezerwę i zwyczajnie nie zaiskrzyło jak u innych zafascynowanych książką.
Ten tytuł żyje własnym życiem, ponieważ jest to debiut autora posługującego się pseudonimem. W sieci funkcjonuje giełda nazwisk, które mają kryć się pod Jarno. Pewne jest, że pisarz/pisarka jest sprawnym rzemieślnikiem i „odrobił lekcje” z czytania czyli zna prozę Myśliwskiego czy Kosińskiego. Echa powieści tych i innych pisarzy pojawiają się w „Światłoczułości”, pojawiają się też różne motywy znane nie tylko z literatury, ale i innych źródeł. To oczywiście nie zarzut, bo trudno w powieści historycznej odkrywać, różne światy na nowo, a korzystanie w kulturze z wcześniejszych dokonań innych twórców to raczej dzisiaj powszechne, bo popkultura żywi się tym co znane i już było. Zasadniczo powinnam podziwiać kunszt autora w tej dziedzinie, ale u mnie pozostał niedosyt i przekonanie, że już to gdzieś czytałam.
Tło historyczne w tym wypadku jest pretekstem do pokazania skrajnych ludzkich zachowań i są to zazwyczaj opowieści pełne brutalności, brudu i upodlenia. Są momenty w powieści, że już myślimy, że zło nie może triumfować tyle razy i oczywiście się mylimy. Przeciwwagą do wojennych okropieństw jest przyjaźń głównego bohatera z Żerką. Dziewczynka, chociaż przez większość książki jest nieobecna fizycznie w życiu Witolda to jest jego „kołem ratunkowym” i towarzyszenie jej w wyobraźni czy listownie staje się sensem jego egzystencji. Wydaje się, że to budzi silne emocje w czytelnikach i pozwala uwierzyć, że wojna z całym jej bagażem okaże się tylko złym wspomnieniem, a bohaterów czeka dobra przyszłość. Oczywiście nie zdradzę, jak autor poprowadził ścieżki losów tej dwójki, ale splecione są na pewno.
Są fragmenty w tej książce, które autentycznie zachwycają, głównie za sprawą języka. Są jednak momenty tak pokrętne i nieprawdopodobne, że ma się wrażenie, że pisarz całą energię zużył na formę. Trzeba jednak przyznać, że na tle różnych wydawnictw z nazwą obozu w tytule, ta książka jest świeża, odkrywcza i rzetelniejsza. Sądzę, że ten marketing szeptany, zachęci do sięgnięcia po nią czytelników, którzy w te rejony raczej się nie zapuszczają. I niech to będzie podsumowaniem.
Jarno Jakub. Światłoczułość. Wydawnictwo Literackie, 2024