Arundhati Roy: Ministerstwo niezrównanego szczęścia

Lektura, co do której nie miałam zbyt wielu oczekiwań. Nic mi nie mówiło nazwisko autorki (ponoć jedna z jej poprzednich książek namieszała nieco na rynku wydawniczym) i pewnie gdyby nie podróże do Indii kilku osób z mojego otoczenia, pominęłabym ją na bibliotecznej półce. Ten „indyjski” trend wyjazdowy nie zadał by się zapewne również  na nic, gdyby Ministerstwo niezrównanego szczęścia nie dostało drugiej szansy po przeczytaniu części powieści. Ja raczej szansę daję i tym razem nie pożałowałam decyzji. Lektura trudna, wielowątkowa i śledzenie losów kilku  postaci, które dość późno się zazębiają, nie ułatwiało odbioru. Zresztą to co jest zaletą tej książki jest równocześnie jej wadą. Bohaterowie powieści to współcześni mieszkańcy Starego Delhi. To świetne zerknąć na nich jak na sąsiadów, ale równocześnie  nie znając kontekstu trudno zorientować się np. w politycznych dygresjach autorki. W ogólnym rozrachunku jest to jednak opowieść uniwersalna, pomimo, że poplątane  losy bohaterów splatają się w indyjskiej rzeczywistości. I jest jeszcze coś co mnie przekonało do kontynuacji czytania. W klimacie powieść podobna jest do wczesnych książek Irvinga. Oczywiście to moje subiektywne wrażenie, ale moja sympatia do  powieści Amerykanina  już dawno nieco zmalała, a Arundhati Roy sprawiła, że przypomniałam sobie ten rodzaj humoru, ciepły stosunek do ludzi i emocje, które mi kiedyś towarzyszyły. Wartością tej lektury jest też punkt widzenia mieszkańca subkontynentu indyjskiego na  gnębiące go problemy. O genezie konfliktu, w który zaangażowani są Musa i jego przyjaciele  można było przeczytać w „1947”.Książka Arundhati Roy jest nie tylko wielowątkowa, ale wielowymiarowa. Jeden z bohaterów opisuje się jako ” facet beztragiczny. Z górnej kasty, opresor pod każdym możliwym względem”, a jego postrzeganie tego co wokół to gorzka pigułka:

To, co mamy na rękach – to problem gatunkowy. Nikt z nas nie jest wyjątkiem. Ale oto jest nowy biznes, który tak prężnie się obecnie rozwija. Ludzie, wspólnoty, kasty, rasy, a nawet kraje  – zaczynają się obnosić ze swoimi tragicznymi historiami i porażkami jak ze swego rodzaju trofeami czy aktywami, które można kupować i sprzedawać na wolnym rynku.

Gdybym nie wyczytała z notki biograficznej autorki o jej  zaangażowaniu w działalność obywatelską, społeczną i feministyczną, to po lekturze  byłoby  to oczywiste.  Po Ministerstwie niezrównanego szczęścia, bliżej mi białej europejskiej  kobiecie z klasy średniej do zrozumienia różnic kulturowych oraz niuansów świata  oddalonego o pięć tysięcy pięćset kilometrów.

Roy Arundhati. Ministerstwo niezrównanego szczęścia. Zysk i S-ka, 2017

Tłumaczenie: Jerzy Łoziński

Moja ocena: 4/6

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *