Pierwowzorem Mattisa, głównego bohatera książeczki, przy której trudno się było nie uśmiechać, był syn autorki: Samuel. Daleko mi do emocji, które towarzyszą dziecku idącemu po raz pierwszy do szkoły i trudno mi sobie te uczucia odtworzyć. Lektura Mattisa i jego przygód na chwilę przeniosła mnie jednak w świat małego chłopca. Nie jest to kraina bez kłopotów i przeszkód. Bywa czasem zabawnie, ale trzeba pokonać niechęć do szkoły po prześladowaniach Beniego Bandziora, sprawić, żeby pani pedagog uznała, że szkoła jest dla naszego bohatera przyjaznym miejscem i tak naprawdę ją „oswoić”.Trudne zadanie, ale Mattis z wdziękiem to czyni, a czytelnicy nieźle się bawią śledząc jego przygody. Najważniejsze są dla niego przerwy i okazuje, że najwięcej się podczas nich dzieje. Chłopiec zadaje mnóstwo interesujących pytań takich jak np to:
Mattis rozumie całkiem dobrze, ale kilku rzeczy nie jest do końca pewien, na przykład czy kocha się mózgiem, czy sercem. Sądzi, że sercem – ale jak kochają ludzie ze sztucznym sercem?
Książka wydaje się być idealną propozycją dla czytelników rozpoczynających swoją przygodę z literaturą. Lektura o uczuciach rówieśnika, krótkie rozdziały i ciekawe ilustracje to chyba patent na dobry start. Jak sprawdzę reakcję małych „czytaczy” to napiszę coś więcej.
Lagercrantz Rose i Samuel. Mattis i jego przygody w pierwszej, drugiej i trzeciej klasie. Zakamarki, 2017
Ilustracje: Eva Eriksson
Tłumaczenie: Marta Dybula
Moja ocena: 5/6