Kolejna książka, którą czyta się ze ściśniętym gardłem. Anna Janko rozlicza się w niej z traumami swojego dzieciństwa odnajdując klucz do nich w historii swojej rodziny. Pomimo że, książka trafiła do mnie w niezbyt sprzyjającym momencie do czytania o tak trudnych sprawach i emocjach (szalejąca epidemia koronawirusa), nie mogłam jej pominąć w swoich czytelniczych wyborach. Z kilku powodów, z których pierwszym było zaufanie do autorki, na które zapracowała swoimi poprzednimi powieściami.
Autorka ze strzępków wspomnień ocalałych (głównie dzieci) oraz dokumentów, artykułów, lektur i filmów odtworzyła losy swojej mamy Tereni Ferenc. Była ona jednym z niewielu dzieci, które przeżyły pacyfikację Soch, wioski na Zamojszczyźnie. Jako dziewięcioletnia dziewczynka była świadkiem śmierci swoich rodziców. Niemcy wystrzelali większość mieszkańców jej rodzinnej wioski, spalili domy i tak spustoszoną miejscowość zaatakowały jeszcze samoloty.
Anna Janko odtwarza wydarzenia tego czasu, pokazując je w szerszej, nie tylko rodzinnej perspektywie. Głównym jednak powodem powstania tej książki jest próba rozliczenia się z przeszłością i zwrócenie pamięci, w większości zapomnianym ofiarom przemocy. Zajmuje ją to, ponieważ przeżycia jej mamy położyły się cieniem na losach, nie tylko pokrzywdzonej dziewczynki, ale całej rodziny. Autorka pisze o swoich lękach, które wpisały się w jej życie a wynikały z sieroctwa jej matki. To zresztą książka dialog Anny Janko z matką. Ta opowieść jest wartościowa nie tylko faktograficznie, piękna literacko, ale „przepracowana” latami przemyśleń, lektur i rozmów.
To mocno współczesna opowieść i ze względu na świadectwo autorki niezwykle wiarygodna. Janko to o czym pisze, zajmuje bardzo a jej refleksje nad aktualnym traktowaniem historii tego okresu są trafne i ja z nimi sympatyzuję. Często ją irytuje, niepokoi czy zasmuca sposób w jaki się „rozliczamy” z przeszłością. Pisarka wyjaśnia kontekstowo wydarzenia, które być może (nadal się będę przy tej tezie upierać) są czytelne dla mojego pokolenia a zupełnie wyparte, nieznane i niezrozumiałe przez młodszych. I mam nadzieję, że ta książka do nich trafi, bo to mocny głos drugiego pokolenia, które traumatyczne doświadczenia swoich bliskich odczuło emocjonalnie. Bardzo ważna książka, warto jej nie pominąć w zalewie różnych jakościowo lektur dotyczących wojny.
Jedno jest pewne: nie należy oczekiwać zmian na lepsze, bo coś takiego jak postęp moralny w historii nie istnieje.
Skoro postanowiłam owe opowieści prenatalne sformułować, uzupełnić je wszystkim, czego się nasłuchałam w dzieciństwie i później, od ciebie, od innych, i postanowiłam przewlec słowa przez groby moich przodków.
Wojna nie umiera nigdy. Tylko zmienia mundury. Ma sesje wyjazdowe do innych krajów. Ma dni gdy odsypia wielki morderczy wysiłek, a wtedy pracują jej cisi pielęgniarze. Obmyślają taki pokój, który byłby dla niej najlepszy, i polerują narzędzia.
Janko Anna. Mała zagłada. Wydawnictwo Literackie, 2015