Śródka to dla mnie przede wszystkim kino Malta, które już od dość dawna nie istnieje. Jakoś przez kilka lat była nam nie po drodze. Na chwilę pojawiliśmy się tam przy okazji zwiedzania Bramy Poznania (koniecznie!). Namówieni kulinarnie w pewne kwietniowe popołudnie zjawiliśmy się tam ponownie. I był to fantastyczny spacer (z równie pyszną libańską kolacją). Najpierw spore wrażenie zrobił na nas mural;„Opowieść śródecka z trębaczem na dachu i kotem w tle”. Oczywiście widzieliśmy go już wcześniej na zdjęciach. To naprawdę jednak nie to samo. Później przechodząc na Ostrów Tumski przyglądaliśmy się zakochanym wieszającym kłódki na moście. I kolejne zdziwienie. Poznań a nie jakieś włoskie miasto (albo chociażby Wrocław)? Wróciliśmy tam kulinarnie jeszcze kilka razy. I za każdym razem były to fantastyczne wyprawy. Można to miejsce polubić za to, że w centrum miasta jest swego rodzaju enklawą. Pewnie jest nieco snobistyczne i hipstersko, ale to miejsce żyje. Mieszkańcy do knajpianych ogródków przy ich kamiennicy schodzą w kapciach (widziałam!) Chciałabym, żeby miasto miało jak najwięcej takich miejsc.