Z wszystkich etykietek, które można by przykleić tej książce, do mnie przemawia chyba najbardziej ta o dorastaniu. Jest to dojrzewanie głównej bohaterki w trudnej rodzinie, w skomplikowanym momencie tuż przejściem na południu stanów Huraganu Katriny, ale na plan pierwszy wysuwają się emocje czternastoletniej Esch.
Główna bohaterka nie bardzo może liczyć na wsparcie rodziców, bo jej mama nie żyje, a tata jest alkoholikiem. Wychowuje się z trojgiem braci i ich wchodzenie w dorosłość trudno nazwać sielanką. Wydarzenia widzimy oczyma Esch, która przez dwanaście dni trochę wspomina oraz bardzo realistycznie i naturalistycznie opisuje życie swoich bliskich. Napięcie związane z zbliżającym się huraganem przeplata się z ogromną samotnością nastolatki. Esch orientuje się, że jest w ciąży i to potęguje jej już i tak niemały niepokój.
Dziewczynka zafascynowana jest mitologią i sporo w tej historii odniesień do niej. Jest to również kolejna powieść obalająca amerykański mit, opowiadająca o wykluczeniu, biedzie i beznadziei.
Pomimo całego brudu, trudnych relacji, książka ma w sobie sporo pokładów ciepła. Ładnie pokazana jest więź między rodzeństwem, skomplikowane uczucie jednego z braci z jego suką. Ja już pisałam, że właśnie zawodowo czytam książki dla młodych dorosłych. Po przeczytaniu „Zbierania kości” wszystkim tym „wattpadowym pisarkom” zaleciłabym tę lekturę. Tak się pisze o trudnych nastoletnich dylematach. Ja notuję nazwisko autorki i będę sprawdzać pozostałe jej powieści.
Ward Jesmyn. Zbieranie kości. Wydawnictwo Poznańskie, 2020
Tłumaczenie: Jędrzej Polak
Lektor: Paulina Raczyło