Miranda July: Na czworakach

„Nie dla wszystkich” przy tej książce powtarzane jest jak mantra. Dla mnie była trochę i to trochę mną zawładnęło. Główna bohaterka jeszcze nie do końca wyrosła z pieluch swojego potomka a już dopadł ją kryzys wieku średniego. Cały czas wraca myślami do wcześniejszego porodu swojego dziecka a już zastanawia się czy jest jeszcze atrakcyjną kobietą. Efektem tego kołowrotka przemyśleń jest wyprawa do Nowego Jorku, a tak naprawdę w głąb siebie.

Tej podróży nie odbywa sama. Pojawiają się romanse, otoczona jest przyjaciółkami i realizuje niezbyt tradycyjny model rodziny. Kobiety są jej wsparciem i opoką, one dają jej odpowiedzi na wiele pytań. Zasadniczo jest to jednak jej układanie się ze światem i emocjami. Jeśli nie jesteście gotowi na „rozkminy” czterdziestokilkulatki, totalną wiwisekcję, mocne postawione akcenty na cielesność ( we wszystkich wymiarach), to raczej darujcie sobie tę lekturę.

Jeśli dajecie sobie przyzwolenie na odmienność w literaturze, na przekraczanie granic, na absurd, jeśli lubicie jak autor wychodzi poza klasyczne postrzeganie ról to to będzie książka dla was.

Mnie właśnie zafascynowała bitwa o jak najszerzej pojętą wolność, afirmacja seksualności i zabawa w „normalne” i inne. Miranda July jest dla mnie czytelniczym odkryciem. Podejrzewam jednak, że dla nieco młodszych kobiet może ta opowieść nie być w takim stopniu nowatorska, w jakim ja to sobie wyobrażam. Mam jeszcze jedną refleksję, że takich powieści, gdzie to kobieta boryka się z przemijaniem, przedefiniowuje swoje role, zastanawia się nad funkcjonowaniem rodziny, bezwstydnie się obnaża jest chyba naprawdę niewiele. Panowie w tego typu literaturze niezmiennie dominują. Tym bardziej ten kobiecy głos wart jest uwagi, ale nie zdziwię się jeśli będzie budził różne emocje.

Zawsze chciałam, żeby wrócił na czas – przedłużone delegacje, ferie szkolne, dziecko zbyt chore by pójść do szkoły- te rzeczy przyprawiają o dreszcze pracujące matki, które już na starcie mają ograniczoną swobodę.

Dwadzieścia lat temu miałam dwadzieścia kilka lat, za dwadzieścia lat będę po sześćdziesiątce. Nie było mi bliżej do sześćdziesięciu pięciu lat niż dwudziestu pięciu, ale ponieważ czas płynął do przodu a nie do tyłu, sześćdziesiąt pięć było sprawą jutra, a dwadzieścia pięć – kwestią nieistotną.

July Miranda. Na czworakach. Pauza, 2024

Tłumaczenie: Kaja Gucio

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *