Jest coś w prozie Caleba Azumaha Nelsona hipnotyzującego. Ja zanurzyłam się w niej po raz kolejny i znów okazało się, że wrażliwość autora bardzo ze mną rezonuje. To książka bardzo kameralna i intymna, opowiadająca o dojrzewaniu syna emigrantów z Ghany, jego wchodzeniu w dorosłość, samotności, relacjach i poszukiwaniu korzeni.
Główny bohater to chłopak, którego poznajemy, gdy z swoją przyjaciółką oczekują na wyniki egzaminów z akademii muzycznej. To taki czas w zawieszeniu, kiedy Stephen próbuje rozpoznać uczucia, które nim targają. To też jeden z ostatnich momentów w jego życiu, kiedy jego „mały świat” wydaje się uporządkowany. Lato pełne muzyki i przyjaźni.
Wyjazd na studia oraz odcięcie od Peckham to wielka rewolucja w jego życiu. Wynika z tego mnóstwo reperkusji i rozstanie z bliskimi okazuje się w jego wypadku fatalne w skutkach. Rodzina, sąsiedzi, znajomi to mur, który chroni tego wrażliwego młodego człowieka od samotności i zatracania się w mroku.
To jak większość książek opowieść o miłości. Mamy tutaj pierwsze nieśmiałe zauroczenie, dojrzałą miłość rodziców, brata. Wszystko to opisane niezwykle taktownie.
Jest to także historia miłości do muzyki i tańca. Bohaterowie okazują sobie również uczucia poprzez przygotowywanie posiłków.
Poza tym to ważny głos czarnoskórego potomka emigrantów. Obserwujemy Londyn jego oczami, dowiadujemy się jakie jego rodziną targają dylematy, jakim wysiłkiem okupiony jest ich „lepszy” byt, jak skomplikowane są ich uczucia z pozostawioną ojczyzną.
Świetnie było na chwilę doświadczyć takiego „świeżego” literackiego przeniesienia. Zakotwiczyć się w młodości i wrażliwości głównego bohatera. Ja bardzo polecam.
Nelson Caleb Azumah. Małe światy. Drzazgi, 2024
Tłumaczenie: Mariusz Gądek