„Pachinko” to saga pokazująca losy kilku pokoleń Koreańczyków w Japonii. Nestorka rodu trafia do kraju kwitnącej wiśni z mężem, który jest pastorem. Jej wcześniejsze zauroczenie pewnym mężczyzną i reperkusje tego spotkania okażą się niezwykle ważne dla historii rodziny i opowieści. Sunja razem z swoją szwagierką rozpoczynają pracę, przygotowują kimchi oraz pieką ciasteczka. Praca zarobkowa kobiet nie jest aprobowana przez męża jednej z nich. W tle mamy prześladowania Koreańczyków, II wojnę światową oraz kolejne lata pełne trosk i zabiegania o pomyślność bliskich. Synowie Sunji idą różnymi ścieżkami Jeden z nich marzy o całkowitej asymilacji z mieszkańcami państwa, w którym mu przyszło dorastać, a młodszy akceptuje swoją inność. Perypetie bohaterów wieńczy opowieść o wnuku protoplastki rodu.
Dla mnie podstawową zaletą tej sagi było pokazanie z jakim losem musieli się borykać Koreańczycy i jak bardzo byli wykluczeni. Powieść można potraktować również uniwersalnie jako opowieść o emigracji i jej trudach w każdym zakątku świata, ale dla mnie właśnie ten azjatycki koloryt to jej największy walor. Autorka nie ustrzegła się kilku uproszczeń, ale w ogólnym rozrachunku dobrze słuchało się tej opowieści. Piszę słuchało, bo bardzo dobrze książkę przeczytała Wiktoria Gorodeckaja.
Była to też książka z bohaterkami, które znoszą ciosy, powstają, otrzepują kolana i nadal troszczą się o swoich bliskich. Ten kobiecy los okazuje się tak bardzo tożsamy w różnych zakątkach świata. Czuć, że to opowieść mocno przemyślana, osadzona w realiach. Autorka w posłowiu napisała, że udoskonalała ją kilkadziesiąt lat. Jest kilka szalenie przejmujących momentów, które powodują że zatrzymujemy się na chwilę.
To była nasza lektura klubowa, a dyskusja o niej okazała się jedną z ciekawszych. Tak jak wielowątkowa jest książka, tak wielowątkowa była rozmowa. Sprawdzajcie.
Lee Min Jin. Pachinko. Czarna Owca, 2017
Tłumaczenie: Urszula Gardner
Lektor: Wiktoria Gorodeckaja