Bardzo żałuję, że musiałam się rozstać z bohaterami książek Zofii Mąkosy. Autorka opowieścią o mieszkańcach małej wioski na pograniczu polsko – niemieckim cudownie odpowiedziała na moją potrzebę zatopienia się w epickiej, skomplikowanej przez historię, sadze.
Okładki sugerowały lekkie, kobiece „czytadło”. Nic bardziej mylnego. Książki czyta się niezwykle łatwo, ale poruszają trudne sprawy. Główne bohaterki to mieszkanki Chwalimia, miejscowości, która przed wojną była niemiecka, a w zasadzie wendyjska. Marta to bardzo pracowita gospodyni, która z pomocą kuzynki, córki oraz sąsiadów prowadzi gospodarstwo. Pierwszy tom, pomimo że widać w nim jak świat robi się coraz bardziej brunatny jest przepiękną opowieścią o wiejskim życiu. Ta część to dla mnie Wielkopolanki, pamiętającej jeszcze takie wioski jak Chwalim, jest pełna przypomnień i nostalgicznych odniesień do dzieciństwa. To jednak nie moje emocje wywołane wspomnieniami stanowią o wartości „Wendyjskiej Winnicy”. Pokazany jest w niej etos pracy, coś co nam współczesnym umyka, gdy myślimy o przeszłości. Razem z bohaterami powieści obserwujemy pory roku z przypisanymi im zajęciami i świętami. To nie książka etnograficzna, ale cykle przyrody, tradycje autorka wplotła w chwalimskie losy. Nie nuży to absolutnie, ponieważ dookoła mnóstwo się dzieje. W pierwszym tomie obserwujemy mechanizmy zacieśniania się hitleryzmu i jak mała społeczność na nie reagowała. W całym cyklu czuje się, że autorka bardzo swobodnie porusza się nie tylko po okolicy, ale też meandrach historii. To nie jedyny moment kiedy potrafi z uwagą, zrozumieniem i pietyzmem odtworzyć procesy i wydarzenia, które zachodziły przed, w trakcie i chwilę po II wojnie światowej. Wszystko to z pomocą bohaterów, którzy doświadczali okrucieństw tych czasów i równocześnie stali się naszymi przewodnikami po nich. O tyle to nietypowa opowieść, że mamy wielogłos narodowy. Autorka przedstawia nam losy bohaterów niemieckich, ale jest i o Żydówce, która ukrywała się w nazistowskim Berlinie, jest o Polce Jance, którą wysłana jest do Ravensbrück. Czytamy o pokiereszowanych przez wojnę życiorysach i polskich i niemieckich postaci, ale historia jest uniwersalna o ludziach, ich problemach, marzeniach o normalnym życiu bez wojny, przesiedleń, obozów, prześladowań, gwałtów.
Tło historyczne determinuje tok powieści. Czasy wojny, stosunkowo spokojne w Chwalimiu, przechodzą w następnych tomach w niespokojny okres powojenny oraz zaciskający i Polskę i wschodnie Niemcy kolejny zbrodniczy reżim. I ponownie autorka podejmuje bardzo udaną próbę pokazania zwykłego życia bohaterów. W „Winnym mieście” i „Dolinie nadziei” główną bohaterką jest Matylda, córka Marty. Śledzimy jej losy początkowo w Zielonej Górze, później w Neuruppin. Tila to postać, pod biografią której pewnie mogłoby się podpisać wiele kobiet. Dziewczyna, poddana hitlerowskiej indoktrynacji, skazana na „zemstę” Rosjan i próbująca w nowej rzeczywistości odbudować swoje życie. Pierwotnie Matylda nie chce opuszczać rodzinnych stron, więc obserwujemy jak Grünberg zamienia się w Zieloną Górę i jakie są konsekwencje przesiedleń. W tym tyglu, nie tylko narodowościowym, przyglądamy się tym, którzy dotarli tu ze wschodu oraz tym którzy zwietrzyli okazję na szybkie wzbogacenie się i awans społeczny. Wśród bohaterów jest ubek, były akowiec, który stracił rodzinę na Wołyniu i warszawianki, które nie mogą wrócić do wyburzonego miasta. Są też Niemcy, dla których wysiedlenia to ogromna tragedia. Chyba pierwszy raz w literaturze popularnej przeczytałam opowieść, która nie jest czarno biała, ale pokazuje złożoność ludzkich życiorysów. Czytelnicy zarzucają autorce, że momentami nadmiernie szafuje wiedzą historyczną. Mnie to absolutnie nie przeszkadzało, bardziej uwierały powtórzenia, wynikające pewnie z chęci przypomnienia wydarzeń poprzednich tomów. Uważam, że jest to świetny cykl, szczególnie dla tych „sfokusowanych” na jedynie słuszną wersję historii, tych dla których Dwudziestolecie międzywojenne kojarzy się tylko z „Ziemiańską” i warszawskimi kabaretami. Poszerza wiedzę, otwiera i każe mocno się zastanowić nad powtarzalnością wydarzeń. To też dobry przykład, bardzo ostatnio popularnego „ludowego” nurtu w literaturze. Najpiękniej jednak podsumowała te książki moja siostra ( Agnieszka Nagórska), którą pozwolę sobie zacytować.
Opowieść która przenosi nas w świat pogranicza polsko – niemieckiego, dając nam poczucie, że te granice dla nikogo nie powinny istnieć. Że zarówno po „tej” i „tamtej” stronie istnieją ludzie – dobrzy, źli, chcący po prostu być. Być w swoich małych społecznościach, rodzinach, bez potrzeby definiowania narodowości. Opowieść dla wszystkich, którzy już zapomnieli, że wojna to nie barwna przygoda, dla tych, którzy przestają być uważni na mniej lub bardziej delikatne zakusy ludzi, którzy sądzą, że to oni wiedzą co dla wszystkich jest jedyne słuszne.
Lepiej bym tego nie ujęła. Polecam bardzo gorąco.
Mąkosa Zofia. Wendyjska Winnica. Cierpkie grona. Książnica, 2017
Mąkosa Zofia. Wendyjska Winnica. Winne miasto. Książnica, 2019
Mąkosa Zofia. Wendyjska Winnica. Dolina nadziei. Książnica, 2020