Co mnie mogło zadziwić na spotkaniu autorskim? Kolejny raz to samo. Tłum ludzi. I jeszcze ktoś, kto przywiódł w progi Biblioteki Raczyńskich te rzesze czyli Magdalena Grzebałkowska. Autorka Komedy ma coś co przytrafia się nielicznym, czyli swobodę, autentyczność i bezpretensjonalność. Z ogromną przyjemnością słuchało się rozmowy z bohaterką wieczoru. Opowiadała o kulisach powstania książki, o trudnościach, które musiała pokonać. Było też o tym, że książka prawie by nie powstała na skutek pomyłki autorki, o wymogach wydawcy związanych z tytułem, wszystko to przeplatane utworami Komedy granymi przez Michała Baranowskiego. Było rzeczowo, dowcipnie, a naturalność pani Grzebałkowskiej powodowała, że nawet trudne momenty (pytania z sali), nie były oplątane skrępowaniem, a odpowiedzi, choć nie zawsze po myśli pytających, szczere. Widać było, że nie jest to spektakl wyreżyserowany, a aktorka to po prostu świetna babka. Teraz też stało się prostsze zrozumienie, że urok pani Magdaleny działał na ludzi, którzy opowiadali o bohaterach jej książek. I dlatego to taka porządna robota. Poza tym ta swada może wynikać też z tego, że autorka jest również dziennikarką. Dowiedzieliśmy się, że pani Grzebałkowskiej marzy się teraz napisanie reportażu dotyczącego współczesnej Polski. Ja czekam z niecierpliwością.