Ten wpis miał być chwilą refleksji nad przemijaniem, szybko uciekającym czasem i jesienią za oknem. Moi przyjaciele i najlepszy mąż na świecie oraz córki chmurki zamieniły go w coś radośniejszego. Te nastroje jesienne nie bez przyczyny. Za nami spacery po cmentarzach, listopad nas nie rozpieszcza i nadal jakoś mało czasu na ukrycie się pod ciepłym kocem z kubkiem parującej herbaty i dobrą lekturą. Do tego pakietu jeszcze urodziny, które poza tym że są pretekstem do spotkań z bliskimi, raczej nie napawają optymizmem. W tym roku jednak moi najbliżsi przygotowali mi kilka cudownych niespodzianek. Jedną z nich koniecznie muszę się podzielić. W sobotni poranek zostałam poinformowana, że mam oszczędzać siły (nie biegać?!), bo przed nami intensywny dzień. Zaniepokoiła mnie jedynie wizja lodowiska (nie przepadam za łyżwami), ale potem już było tylko lepiej. Na Starym Rynku oprócz moich przyjaciół czekał na nas pan ze zdjęciem Firy Mełamedzon. I w ten sposób spełniło się moje życzenie o spacerze po Poznaniu śladami Żydów. Wycieczka była przygotowana z myślą o mnie i było to dla mnie ogromne wyróżnienie, za które bardzo dziękuję autorowi i organizatorom. Poza tym otrzymałam jeszcze jeden prezent:
Zafascynowana albumem i jego bohaterką kilka tygodni temu bardzo żałowałam, że nie udało mi się pospacerować jej śladami po Poznaniu z panem Andrzejem Niziołkiem. Niestety zbyt późno się zorientowałam, że jest taka możliwość. No ale okazuje się, że cuda są możliwe. Poza tym, że pan Andrzej zgodził na spędzenie z nami kilku godzin, to jeszcze naprawdę była znośna pogoda. Wycieczka bardzo interesująca, a jej przewodnik z ogromną wiedzą i wielki pasjonat. Trudno było się rozstać, bo mam podejrzenie graniczące z pewnością, że to ułamek tego co można było od niego usłyszeć. Nie martwię się jednak, ponieważ ufam, że nie było to ostatnie spotkanie z panem Niziołkiem. Trasa tego naszego spaceru częściowo pokrywała się z poniższym planem. Niestety z powodu chłodu część rozmowy potoczyła się przy herbacie. Ciekawym jest zobaczyć miasto, w którym się wychowało, z nieco innej perspektywy. Autor pokazał nam na zdjęciach miejsca, które istnieją już tylko w pamięci, opowiedział historie o postaciach tych ważnych i tych, które nie zapisały się na kartach historii. Wskrzesił na chwilę świat, który już nie istnieje. Przeniósł nas (przynajmniej mnie) w czasie. Okazuje się, że śladów żydowskich w Poznaniu nieco jest, tylko trzeba wiedzieć gdzie ich szukać. Pan Andrzej Niziołek wie i chętnie tą wiedzą się dzieli. Polecam gorąco, jeśli będzie możliwość pospacerowania m.in. ulicami Szewską, Wroniecką i Żydowską autorem Firy, nie wahać się zbytnio.
Przy tej okazji można było również „poplotkować” o Firze i posłuchać wspomnień o niej od kogoś, komu ta nietuzinkowa postać zawierzyła swoje fotografie i opowieść o ludziach na nich się znajdujących. Dowiedziałam się między innymi, że albumy ze zdjęciami Firy i jej bliskich (podarowane przez rodzinę) można obejrzeć w Bibliotece Raczyńskich. Urodzinowa niespodzianka fantastyczna, trochę jednak wpisująca się w te „jesienne nastroje” o przemijaniu, bo było o świecie, który pozostał głównie w pamięci ludzi.
Warto zajrzeć poza stroną o Firze tutaj