Ostatnio uczestniczyłam na FB w świetnej zabawie, która pozwoliła mi śledzenie upodobań czytelniczych rodziny i znajomych. Cóż dla bibliotekarza może być ciekawszego niż taki wywiad! Sama też w tym wyzwaniu wzięłam udział. I oczywiście jak przeglądałam zdjęcia okładek wyróżnionych książek to zastanawiałam się często dlaczego się tam znalazły, dlaczego u mnie kilku z nich nie było. Między innymi zastanawiam się dlaczego tam nie znalazła się Ania z Zielonego Wzgórza. Po dzisiejszym finałowym odcinku drugiej części serialu Ania nie Anna, w ogóle tego nie rozumiem. Ta lektura to jedna z tych, której bohaterowie stali się moimi przyjaciółmi. Losy bliskich i znajomych Ani uwikłanych w I wojnę światową zapadały mi w pamięć równie głęboko jak opowieść o chłopakach z „Na Zachodzie bez zmian”. A są one nieporównywalne. Emocje były jednak podobne. I o tych emocjach, mądrym odczytaniu nieco już wiekowej opowieści o rozmarzonej dziewczynce, chciałam napisać w związku z nową ekranizacją Ani. Ja jestem pod ogromnym wrażeniem. Twórcy filmu nie tylko „odświeżyli” książkę, ale powyciągali na plan pierwszy problemy, z którymi borykamy się współcześnie i nastolatkom sprzed ponad wieku udaje się z nimi uporać nadzwyczaj sprawnie. Poprzesuwano akcenty i serial może być odpowiedzią na mnóstwo dylematów dzisiejszej młodzieży. Nie jest to już tylko opowieść o nieco egzaltowanej dziewczynce, akcenty poprzesuwano dość mocno i twórcom naprawdę udało się coś prawie dzisiaj niemożliwego. Ania wzrusza, bawi i uczy. Wiem co piszę, bo „przetestowałam” serial na jej docelowym widzu. Polecam gorąco.