Parafrazując tytuł: Jacyś dobrzy bogowie zachowali listy Szymborskiej i Herberta. Podobnie jak z korespondencją noblistki z Kornelem Filipowiczem było to nieco odrealnione, niedzisiejsze i mocno smakowite. Niedzisiejsze z prostej przyczyny. Nikt już nie koresponduje, a nawet jeśli to zapewne z prostych komunikatów nie tworzy tak oryginalnego zbioru listów. Podziękowania dla Ryszarda Krynickiego oraz Sebastiana Kudasa za trud przepisania i opracowania listów i pocztówek. Początek kontaktów autorów z pomocą poczty był służbowy i wiązał się z tym, że Szymborska pracowała w redakcji Życia Literackiego. Korespondencja dość szybko przerodziła się mniej oficjalną. Poeci bawią się, są pełni atencji dla swojej twórczości i ich znajomość przeradza się w wieloletnią przyjaźń. Pięknie o tym piszą. We fragmencie dedykacji w Barbarzyńcy w ogrodzie Herbert napisał:
Kochana Wisławo,
przyjm tę książeczkę, ofiarowaną Ci z miłością i szacunkiem. Wiem, że nie jest ona warta nawet grama Twojej Soli. Tak się głupio chowamy za ironią ale dla Ciebie mam ciepłe i bezradne uczucie (…)
Z listów wynika, że i pani Wisława „bezradnym uczuciem ” darzyła Herberta. Podobnie jak w listach do Filipowicza pojawiła się postać fikcyjna. Jest nią niejaki Frąckowiak. Jest postacią komiczną i śledzenie jego twórczej przemiany to świetna zabawa. Książka to nie tylko słowa, ale pocztówki, kolaże czyli znów edytorski cymes. Uzupełniona jest dedykacjami, kilkoma utworami, które potrzebne są do zrozumienia kontekstu korespondencji. Zapewne niezwykle ważne jest to, że autorzy są wybitnymi poetami, ale rację ma Ryszard Krynicki, że są mistrzami trudnej sztuki pisania listów. Rozczulająca, miejscami zabawna, cudna lektura.
Szymborska Wisława, Herbert Zbigniew. Jacyś złośliwi bogowie zakpili z nas okrutnie. Korespondencja 1955-1996. Wydawnictwo a5, 2018
Moja ocena: 5/6