Zanim przeczytałam książkę słyszałam opowieść o niej pani Marioli Mikołajczak. Już wówczas wiedziałam, że jeśli książka robi takie wrażenie na tłumaczu, to musi coś znaczyć. Mój „czytelniczy nos” mnie tym razem nie zawiódł.
Ogromną przyjemnością jest już samo trzymanie w dłoniach tej powieści. Na okładce wytłoczono instrument i sprawdzenie jego konturów opuszkami palców, to nie lada przeżycie. Książka wydana jest z niezwykłą dbałością, którą dopełnia posłowie od tłumaczki. Moim zdaniem wydawniczy rarytas.
Nie miałoby to pewnie żadnego znaczenia, gdyby wnętrze skrywało kiepską historię. Tak nie jest, ta niewielkich rozmiarów książka to piękna powieść. Tłumaczka napisała, że czytana wielokrotnie odkrywa nowe detale i staje się po raz kolejny fantastyczną przygodą. Jestem przekonana, że sama to jeszcze sprawdzę, bo faktycznie można ją odczytywać różnorodnie. Moja pierwsza z nią przygoda była skupiona na przyjaźni starego człowieka z chłopcem. Przerażona też byłam małością otoczenia lutnika. Można ją zapewne czytać jako opowieść o samotnym mistrzu. Jest to też historia trudnych powojennych lat w Sofii. Opowiada również o degradacji elit w komunistycznym państwie, niewyobrażalnej biedzie i upodleniu. Jest też powieścią o rodzinie i to niekoniecznie połączonej więzami krwi.
Każdy czytelnik może przestawić akcent w inne miejsce, odczytać ją według własnego kodu, ale zawsze będzie to powieść nietuzinkowa. Polecam gorąco.
Paskow Wiktor. Ballada o lutniku. Wydawnictwo Poznańskie, 2020
Tłumaczenie: Mariola Mikołajczak