Ostatnio dwukrotnie udało mi się dotrzeć do kina na filmy o niesamowitych kobietach. Pierwszy z nich to „Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej”, a kolejny „Maria Skłodowska-Curie”. Fantastycznie, że kino polskie (i nie tylko – drugi film to koprodukcja), przypomniało sobie o tym, że można naprawdę udanie zrealizować kino biograficzne. Michalina Wisłocka i jej historia to dla mnie ogromna niespodzianka. Magdalena Boczarska ciekawie wykreowała postać autorki, a historia jej życia i walki o wydanie „Sztuki kochania” to niezły przykład na dobrze opowiedzianą biografię. Rewelacyjna rola Eryka Lubosa, który dla mnie okazał się być najlepszym amantem polskiego kina poprzedniej dekady. I jeszcze jeden element, który dla mnie dziecka lat siedemdziesiątych okazał się ważny: sukienki z zasłonek pani Michaliny. Historia Michaliny Wisłockiej ma kilka wspólnych mianowników z opowieścią o Marii Skłodowskiej. Obydwie panie walczyły o to by zaistnieć w męskim świecie nauki, obydwie były odważne, nie poddawały się i miały otwarte umysły. Nie były to też filmy o postaciach z pomników, ale o życiorysach poplątanych, nieoczywistych i trudnych. Filmy o uczuciach i budzące emocje. Dawno temu czytałam biografię Marii Skłodowskiej Curie napisaną przez jej córkę Ewę. Z tego co pamiętam, wydarzenia z filmu w jej książce opisane są bardzo zdawkowo. Raczej niesłusznie, bo pokazują one uczoną nie tylko przez pryzmat jej osiągnięć, ale jako kobietę łamiącą konwenanse i próbującą odnaleźć szczęśliwe momenty w niełatwych dla niej czasach. Dzięki temu staje się nam bliższa, targają nią podobne rozterki jak inne kobiety: o rodzicielstwo, o to na ile uczucie usprawiedliwia takie a nie inne postępowanie …Ciekawy był też „wątek medialny” Okazuje się, że mechanizm zaszczucia przez prasę brukową to nie tylko element życia w XXI wieku. Przy okazji filmu przypomniałam sobie, o książeczce, którą przeczytałam kilkadziesiąt lat temu(!!!), odszukałam ją i odświeżyłam sobie dzisiaj jej lekturę. To powieść Wandy Żiółkiewskiej”Maniusia”. Opowiada o jedenastoletniej Marii Skłodowskiej. Tutaj też ta postać jest nieco odbrązowiona. Poznajemy ją w trudnym dla niej momencie, po śmierci jej starszej siostry i w trakcie choroby jej mamy. Osią opowieści jest znajomość z Walerkiem, chłopcem z Powiśla. Historia jak przyznaje autorka w posłowiu fikcyjna. Pozwala to jednak na rozłożenie akcentów, z opowieści o rodzinie (skądinąd fantastycznej) na lekturę o Warszawie, Powstaniu Styczniowym czy patriotycznych poczynaniach na pensji dziewczynek. Nie wiem czy to co napisałam zachęci do czytania tej powieści. Wiem jedno, że zapadła mi ona na tyle głęboko w pamięć, że nie miałam większych problemów z odszukaniem jej i przeczytaniem ponownie. Mania jest w niej już jedną nogą nastolatką, ale równocześnie podziwia zabawki na witrynach sklepów. Zanurzona jest problemach ludzi dorosłych, ale ogromną wartość ma dla niej przyjaźń z chłopcem z Powiśla, którego wprowadza w najlepszy z swoich światów. Uczy go czytać. Książka minimalnie trąci myszką, ale pomimo kostiumu sprzed 140 lat porusza sprawy ważne i dla współczesnych dzieci. Walor dodatkowy, oswaja z przyszłą dwukrotną noblistką. Nie do przecenienia.
Żiółkiewska Wanda: Maniusia. Nasza Księgarnia, 1975
Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej
Moja ocena: 4/6