Słusznie zauważa autor, że emigracja do Ameryki Łacińskiej „oznaczała wyprawę za horyzont. Nie tylko ten geograficzny.” Ja pozwolę sobie na uogólnienie, że tak jest chyba nadal. Tomasz Pindel wyruszył na wyprawę nie tylko analizując lektury, przeszukując archiwa i biblioteki, wertując gazety ale całkiem realnie. W trakcie podróży wędrował śladami Polaków, oglądał miejsca z nimi związane oraz jak było można rozmawiał z ludźmi, którzy znali bohaterów jego książki i sami się nimi stawali. Stworzył opowieść, która jest przekrojem losów polskich emigrantów w Ameryce Łacińskiej. Rzecz wręcz monumentalna, ale sposób narracji, interesujące informacje i zderzenie czasu przeszłego i teraźniejszego tworzy mozaikę, która fascynuje i trudno się „odkleić” od tej lektury.
Pierwszym państwem, do którego zawędrował autor było Chile. I tutaj prześledził ślady Ignacego Domeyki. Ten geolog stał się chilijskim bohaterem, 'ojcem narodu”. W Polsce raczej zapomniany, w Chile, pomimo że jest sporo miejsc, które kojarzone są z reformatorem szkolnictwa, też niestety pamięć o nim zanika. Autor wysnuwa tezę, że „Polonia chilijska jest bardzo, by tak rzec, domeykowska”. W przeciwieństwie do Brazylii czy Argentyny trafiali tu nieliczni Polacy i w Chile zasadniczo odnaleźli swoje miejsce. Niepokoi ich jedynie pewna kastowość społeczeństwa. Inna jest historia emigrantów, którzy trafili do Brazylii. Głównie była to chłopska emigracja. Autor trafia do brazylijskiego Chicago: Kurytyby i tam szuka śladów przybyszów z Galicji, Królestwa Polskiego czy zaboru pruskiego. Pokazuje procesy, które zachodziły i powodowały, że następował masowy odpływ ludności wiejskiej, która pomimo niepewności oraz strachu udawała się w nieznane. Często niewiadome, pomimo zapewnień agitatorów mało sielankowe, ale równocześnie nie tak przerażające jaką miało „prasę „w Polsce. Autor rozmawia z potomkami tych, którzy zaludniali brazylijskie pustkowia i na tle historii kraju opowiada ich losy, analizując powiązania z ojczyzną, organizacje polonijne i jednostkowe historie. To również kronika (wręcz epicka jak napisał Artur Domosławski) emigracji argentyńskiej. Ona różniła się od brazylijskiej większą mobilnością robotników zatrudnianych do prac sezonowych. W większości państw Ameryki Łacińskiej były fale emigracyjne związane z wydarzeniami w Europie. Jedną z ostatnich była droga, którą podążali żołnierze Andersa, która często kończyła się właśnie w Argentynie. Tomasz Pindel pisze również o związkach Andrzeja Bobkowskiego z Gwatemalą czy Sławomira Mrożka, Teodora Parnickiego oraz Edwarda Stachury z Meksykiem. Opowiada fascynującą historię powiązań Polaków z mieszkańcami Haiti. Wszystko to podparte jest erudycją autora. Rzeczywiście nigdy nie analizowałam związków naszego kraju z państwami, które stały się domem dla tylu Polaków. Ta mozaika ludzkich losów, opowieści krzepiące i te gorzkie pokazują jeszcze coś. To proces i gdyby chwilę autor się spóźnił, niewielu miałby rozmówców, których zajmują sprawy polskie. Udało się zebrać chyba w ostatnim momencie świadectwa, wspomnienia i stworzyć obraz dynamicznie zmieniającej się rzeczywistości. Teraz może powstanie książka o całkiem odmienna, o tych co wyemigrowali w te rejony i nie dbają zupełnie o polskie korzenie w krajach, w których osiedli.
Ja wiem jedno, że Tomasz Pindel „Polaków latynoamerykańskimi przygodami” otworzył mi kolejną szufladkę, której zawartości nie znałam. Co więcej z tej lektury wynikają kolejne tropy, które z ogromną przyjemnością zamierzam badać. Sądzę, że dla autora nie może być większego komplementu. Gratuluję.
Pindel Tomasz. Za horyzont. Polaków latynoamerykańskie przygody. Wydawnictwo Znak, 2018