To taka lekko pandemiczna książeczka. Piszę o tym w kontekście bardziej swobodnego zachowywania się zwierząt, wtedy kiedy oddaliśmy im do dyspozycji zagarnięte przez nas tereny. W czasie naszego zamknięcia w domach, nasi czworonożni przyjaciele, zaczęli pojawiać się częściej na przykład w centrach miast. Ta opowieść jest o tym, że lis, rak, ropucha, jeż i inni, na skutek awarii elektrowni, czyli w mniejszej skali katastrofy jakiej doświadczamy dzisiaj, mieli do dyspozycji jedną noc, podczas której mogli wrócić do swoich zwyczajów i nie obawiać się że światła z latarni zasłonią im widok nieba. Nagle przez jedną chwilę zwierzęta poczuły „że noc była na swoim miejscu”. I poczuły się u siebie.
I rak i ropucha w książeczce są przedstawicielami pokolenia, które pamięta, że nie zawsze światło uprzykrzało im życie. Z ich przemyśleń przebija rezygnacja i świadomość, że to tylko darowana przez los chwila. Ćma miotająca się w kierunku latarni, udręczona ciągłym oślepianiem oraz złością, odnajduje na moment spokój. Pani borsukowa i słonka wykorzystują awarię na zajęcie się potomstwem. To co my traktujemy jako oczywiste czyli prąd pomagający nam w funkcjonowaniu, dla zwierząt okazuje się być przeszkodą. Ta lektura pozwala na trochę postawić się w sytuacji jeża, który nie wie kiedy jest dzień, kiedy noc i ma trudności z znalezieniem pożywienia. Awaria elektrowni” przeznaczona dla kilkulatków jest mocno proekologiczna. Być może autorka liczy na empatię małych czytelników, emocje, które pozostaną w pamięci i które przeniosą się na działania w przyszłości chroniące przyrodę. Tak sobie optymistycznie po przeczytaniu pomyślałam.
Oziewicz Tina. Awaria elektrowni. Dwie Siostry, 2019
Ilustracje: Rita Kaczmarska