Shelley Read: Popłynę przed siebie jak rzeka

Niestety nie udało mi się zapisać refleksji na temat tej książki bezpośrednio po jej przeczytaniu i wracając do niej teraz pamięcią wiem, że miałam wobec niej zbyt duże oczekiwania. Musiałam nieco się wysilić, żeby sobie przypomnieć o czym ona była. Dobra, można to zwalić na karb moich ostatnio średnich możliwości percepcji. To chyba jednak tylko wycinek prawdy.

Książka to bardzo przyzwoite „czytadło” ( chyba niektórym się narażę). Mamy bohaterkę, która zostaje osierocona przez matkę i już jako mała dziewczynka otacza opieką trójkę mężczyzn. Rzecz dzieje się w Kolorado, chwilę po drugiej wojnie światowej. Jej rodzinna farma znana jest w okolicy z najlepszych brzoskwiń. W tym czasie i w tym miejscu nadal panuje segregacja rasowa. Dziewczyna zakochuje się, ale jej uczucie nie znajduje zrozumienia u bliskich. W konsekwencji jej relacje z rodziną bardzo się zmieniają.

Nie bardzo mogę napisać więcej o treści, żeby nie psuć zabawy. Shelley Read postawiła na bohaterkę, która niby płynie z prądem, ale jej momenty buntu prowadzą do wielu reperkusji. Victoria doświadcza wiele zła, ale to nie jest tylko smutna historia. Dziewczyna wbrew okolicznościom walczy o spokojne życie i takie w końcu toczy. Autorka świetnie potrafi pokazać to współistnienie z przyrodą. To chyba największy walor tej lektury. Bohaterka jest mocno posadowiona w naturze. Jest też niezłomna.

Jest w tej książce sporo elementów, które powinny skleić się w poruszającą opowieść. To nie tak, że było nudno, że autorce zabrakło warsztatu. Większość tematów również bardzo ważna, bo i rola kobiety ( matki), bo niesprawiedliwość, bo przemoc, bo zachowanie dziedzictwa. Tylko jakieś to było zbyt powierzchowne i nie ściskało gardła.

Read Shelley. Popłynę przed siebie jak rzeka. Marginesy, 2024

Tłumaczenie: Michał Juszkiewicz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *