Książka, po której oczekiwałam podobnego zaskoczenia jak po lekturze wspomnień Andrzeja Bobkowskiego. Nie do końca się udało, ale i tak bardzo się cieszę, że ją przeczytałam i to z kilku powodów. Powieść została wydana po raz pierwszy w latach trzydziestych poprzedniego stulecia i od początku otaczała ją aura skandalu i tajemniczości. Skandalu, ponieważ jej autor napisał ją w trakcie odsiadywania wyroku w więzieniu, a opowiadała o chłopakach zajmujących się przemytem. Tajemniczości, bo jego biografia miała mnóstwo luk. Dla mnie fascynujące było również to, że Piasecki nauczył się języka polskiego dopiero jako człowiek dorosły, a w „Kochanku Wielkiej Niedźwiedzicy” to między innymi język stanowi o jej wyjątkowości. Ja większość książki przesłuchałam i w związku z tym jeszcze bardziej słyszalny był charakterystyczny dla przemytników żargon.
Powieść opowiada o pograniczu polsko sowieckim i tym co się tam działo sto lat temu. Główny bohater ( alter ego autora) namówiony przez kolegę, zaczyna przenosić przez granicę towary i przeprowadzać ludzi z Związku Radzieckiego do Polski. To oczywiście przestępstwo, przemytnicy jednak posługują się wewnętrznym kodeksem honorowym, a ich przygody, nietuzinkowe przyjaźnie stają się zalążkiem legendy, która towarzyszy tej opowieści do dzisiaj. To nie jest wybitna literatura, ale Piasecki utrwalił fragment świata, który już nie istnieje, a w związku z tym, że po wojnie trudno było znaleźć tę powieść w oficjalnym obiegu, tym bardziej była ona poszukiwana. Powojenne losy autora zresztą też mogłyby się stać kanwą filmu lub książki.
Mamy więc apoteozę życia chłopaków z pogranicza, ich leśne przygody, walki między gangami, miłostki i częste przykre konsekwencje przemytniczego zajęcia. Wszystko to w romantycznej otoczce, nieco awanturnicze i raczej wyjątkowe, niespotykane w literaturze polskiej. Może się mylę, jeśli tak, to proszę mnie poprawić.
Piasecki Sergiusz. Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy. Świat Książki, 1994
Czyta: Jacek Rozenek