„Mój najważniejszy problem polegał na zniszczeniu linii demarkacyjnej, która oddziela to co wydaje się być realne od tego co fantastyczne” to słowa Gabriela Garcíi Marqueza, ale równie dobrze mógłby je wypowiedzieć Paweł Radziszewski. I wcale nie uznałabym tego za nadużycie, bo realizm magiczny w wykonaniu autora „Pomiędzy” okazał się całkiem udanym eksperymentem.
Rację ma również Joanna Bator, która uznaje debiut Pawła Radziszewskiego za mięsistą prozę. Ja na kilka dni ugrzęzłam pomiędzy tym co realne i tym co magiczne w tej opowieści. Toczy się ona w wiosce posadowionej wśród bagien. Te mokradła są ważne, bo trochę wątków o nie zaczepia. Towarzyszymy kilku pokoleniom mieszkających tam ludzi. Pojawiają się też Cyganie, którzy przez wiele lat rozbijają obóz na skraju miejscowości. Jak to piszę to trudno uciec od kolejnych skojarzeń z Marquezem. Nie jest to jednak Macondo tylko typowo polski zaścianek z całym jego kolorytem i postaciami z tego chłopsko pańszczyźnianego świata.
To baśń dla dorosłych, ale nie zawsze jest bajkowo. Bohaterowie mają mało bohaterskie przygody, kolejne otwarcia ich wspomnień wyciągają nie tylko te dobre chwile, ale też brudy. Często ich zamiary grzęzną pomiędzy snem i jawą. Sporo zresztą w tej powieści dzieje się właśnie w tym tytułowym pomiędzy.
Ja z ciekawością czekałam, jak autor posplata losy bohaterów i ten las z korzeniami, i te wędrówki rowami melioracyjnymi, i te melodie grane na akordeonie, i zapach ogniska i rozmowy z Cygańską Madonną. Wykreowany przez niego świat mnie zauroczył, chociaż jak już napisałam nie jest to wiejska sielanka. Autor bawi się konwencją, językiem i tworzy powieść, którą świetnie się czyta/słucha w długie jesienne wieczory.
Radziszewski Paweł. Pomiędzy. Sine Qua Non, 2021