Jak na kogoś, kto nie przepada za opowiadaniami to właśnie pobijam rekord. Skończyłam „Talitę”, a równocześnie czytam opowiadania Kornela Filipowicza oraz „Nie ma” Szczygła. I cóż? I jest mi z tym fantastycznie.
Opowiadania mają tę zaletę, że można je czytać ” z doskoku”. To pozwala na refleksje nad lekturą i równoczesne czytanie kilku historii, co raczej mi się nie udaje jak się jak zanurzam w świat powieści. „Talita” tak naprawdę była kontynuacją mojego poprzedniego spotkania z prozą Pawła Huellego, która jakoś tak się dobrze „zagnieździła” u mnie, że już wiem, że będą powroty i oczekiwania na nowości.
Szczerze mówiąc, nadal nie bardzo umiem doprecyzować co takiego mają w sobie książki, które są dla nas ważne, a za takie uważam twórczość Huellego. Dość sporo czytam i wydawałoby się, że będę potrafiła doświadczenia czytelnicze ubrać w słowa. Piszę to oczywiście w kontekście zakończonych właśnie opowiadań. Zdecydowanie ważna jest sprawność operowania językiem i malowanie za jego pomocą światów, które w naszej wyobraźni ewoluują. Być może to nadinterpretacja, ale kilka opowiadań z tego zbioru mogłoby być początkiem lub fragmentem dłuższej formy. Inna sprawa, że orbity w prozie Huellego bezustannie się przenikają i ja naprawdę umościłam się w tej fikcyjnej rzeczywistości na tyle dobrze, że to był powrót do miejsc już nieco znanych, za którymi zdążyłam się już stęsknić. Równocześnie mam pełną świadomość, że one nie istnieją, być może część z nich jest odpryskiem pamięci autora, a spora część wytworem jego wyobraźni. No ale wytworem dość zbieżnym z moją potrzebą na wspomnienia świata, który zniknął, na oniryczne wizje, które jednak nie przekraczają moich wewnętrznych norm akceptowania snów jako opisu rzeczywistości.
Nie wszystkie opowiadania mi się podobały, ale kilka zapadło głęboko w pamięć. I chyba jednak najbardziej te, które w jakiś sposób korespondują z powieściami Huellego, które znam. Chociaż jak by się głębiej zastanowić to one wszystkie mają 'Huellowski” mianownik. Nie jestem krytykiem literatury, żeby móc motywy i nawiązania interpretować i przedstawiać, zwyczajnie nie mam narzędzi. Dla mnie, po prostu kilka z opowiadań było w tej przestrzeni osadzonych mocniej. I to była ” Cyganka” czy „Most”. Pełen nostalgii był „Koncert”, ale chyba najbardziej mi się podobał ” Szewc”. Towarzyszy mi też obraz włoskiego braciszka, który trafił do oliwskiego opactwa („Miasto”). Jego strasznym widzeniem była wizja współczesnej metropolii. Był tak przerażony przyszłością, że zaczęłam to z nim współodczuwać. No i pomyślałam sobie, że pamięć zamknięta w opowiadaniach Pawła Huellego jest pewnym katharsis na nasze codzienne, zurbanizowane lęki.
I jeszcze jedno, w pierwszym opowiadaniu jest podpowiedź do morderstw, które mają miejsce w Kartuzach w kryminałach Małgorzaty Oliwii Sobczak.
Huelle Paweł. Talita. Znak, 2020