Paul Lynch: Pieśń prorocza

Ten rok był pełen świetnych książek i chociaż jeszcze kilka przede mną już wiem, że „Pieśń prorocza” znajdzie się na podium. Porusza do głębi, boimy się ją kontynuować, a równocześnie nie można jej odłożyć.

Zaczyna się dość niewinnie. Eilish matka czworga dzieci, córka starzejącego się ojca, żona związkowca, naukowczyni próbuje pogodzić te wszystkie role w zwykłej codzienności. Pierwszym sygnałem niepokojących wydarzeń jest wizyta policjantów, od której rozpoczyna się powieściowy efekt kuli śnieżnej.

Oczami głównej bohaterki obserwujemy rozkład struktur państwa, systemowe bezprawie oraz terror, który staje się wszechobecny. Temat oczywiście jest znany. Książkę porównuje się do Orwella czy Atwood. Ja tych literackich tropów mogłabym przywołać jeszcze kilka jak chociażby książki Kobylarczyk o Hiszpanii czy nawet równocześnie przeze mnie czytaną „Nieznośną lekkość bytu”. To pewnie i tak będzie bardzo mało, bo reżimów które niszczyły i niszczą tkankę społeczną nie da się wszystkich wyliczyć. Trudno również wymienić wszystkie lektury ich dotyczące.

Ta książka porusza dogłębnie, bo nie da się nie identyfikować z Eilish. To współczesna mieszkanka dużego miasta ( akcja toczy się w Dublinie), która początkowo ignoruje wszystkie sygnały świadczące o tym, że świat wokół niej się zmienia. Skupiona na dzieciach, pracy, opiece nad schorowanym ojcem tłumaczy sobie, że w demokratycznym kraju nie można działać wbrew prawu. Kolejne wydarzenia obalają to przekonanie, ale ona nie ma zbyt dużych możliwości zmiany swojego losu. Jest zdeterminowana na ochronie swoich bliskich i ten jej cichy heroizm to motyw przewodni tej opowieści. Jest przy tym prawie całkowicie bezradna wobec skali zła, która ogarnia jej kraj. Czytając tą historię współodczuwamy, ogarnia nas bezsilność a strumień myśli Eilish dotyka naszych zakończeń nerwowych. Trudno oczywiście uciec od pytania, czy my sami czegoś w swoim życiu nie przegapiamy. Sadzę, że o te właśnie refleksje autorowi chodziło.

Do mnie szczególnie przemawia, że jest to optyka kobiety, matki, opiekunki starzejącego się rodzica. To role trudne same w sobie, więc jej walka o to by jej rodzina przetrwała kataklizm tym bardziej jest mi bliska.

Forma tej książki dodaje jej jeszcze większej autentyczności. Ja słuchając dość późno się zorientowałam, że Filip Kosior czyta całe akapity nie zatrzymując się ani na moment. Przeskakuje pomiędzy wydarzeniami bez żadnych ostrzeżeń. Pędzi od wewnętrznych monologów w środek kolejnego zdarzenia. Trudno nam się otrząsnąć po poprzednich, a już jesteśmy w innym miejscu i czasie.

Właściwie nie mam słów, żeby napisać jak ważna jest to lektura, bo mam wrażenie że cokolwiek napiszę będzie banalne i spłyci jej wydźwięk. Koniecznie jej nie przegapcie.

Lynch Paul. Pieśń prorocza. Marginesy, 2024

Tłumaczenie: Kaja Gucio

Lektor: Filip Kosior

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *