Już kilka razy pisałam, że nie przepadam za opowiadaniami. Tym razem muszę odwołać tę deklarację. Być może wynika to z tego, że te konkretne opowiadania, mocno osadzone są w biografii autora, są spójne i ponadczasowe.
Autor to niezwykle barwna i ciekawa postać. Atrakcyjne było dla mnie też to, że realia „Owoców wiśni” to Japonia sprzed kilkudziesięciu lat. Najważniejsze jednak to intymność i uniwersalność tej prozy. Trochę to kontynuacja losów Holdena Caulfielda i obserwacje Andrzeja Bobkowskiego. Ja mam takie skojarzenia literackie, ale ponadczasowość tych historii oparta jest na wrażliwości głównego bohatera. Narracja pierwszoosobowa i posłowie Mikołaja Melanowicza, pozwalają wysnuć wniosek, że autor czerpie mocno z swojego życiorysu. Trudno od tego uciec, chociaż pewnie taka interpretacja jest nadużyciem.
To, że wydarzenia będące tłem opowieści to głównie czas przed, w trakcie i tuż po II wojnie światowej nie ma wpływu na jakość tej prozy. Jest ona świeża, spostrzeżenia, emocje w niczym nie odbiegające od współczesnych. Równocześnie, pomimo że autor nie szafuje „japońskością” to też świetna literatura dająca nieco wyobrażenia o kulturze, zwyczajach tego rejonu.
Te szesnaście najpoczytniejszych opowiadań Osamu Dazai snuje się i zbiera okruchy z zwyczajnego życia. Dotyczą bliskich autora, drobnych wydarzeń, zmagań z rzeczywistością. Autor nie był postacią „krystaliczną” i na taką się nie kreuje. To oczywiście wzmaga ciekawość czytelnika. Smakowite opowieści o nieco dekadenckim artyście, a równocześnie pochwała zmagań z codziennością. Najbardziej fascynujące w tej książce był wspólny los literackich „outsiderów”. Wnikliwe, ironiczne, dotykające ważnych rozważań o sensie egzystencji a równocześnie nienapuszone.
Dazai Osamu. Owoce wiśni. Czytelnik, 2020
Tłumaczenie: Katarzyna Sonnenberg-Musiał
Posłowiem opatrzył: Mikołaj Melanowicz