W moim przekonaniu nigdy dość takich książek. To kolejna lektura, która uwiera. Monika Sznajderman opowiada historię swojej rodziny: ziemiańskich przodków swojej matki oraz losy żydowskich bliskich ojca.To w zasadzie dwa różne światy, które do momentu małżeństwa rodziców autorki niewiele miały punktów stycznych.Wydaje się, że pani Monika postawiła sobie niezwykle wysoko poprzeczkę. Po pierwsze jak sama przyznała niełatwo pisze się o jakby nie było intymnych sprawach dotyczących krewnych. Poza tym utrata w zasadzie całej rodziny ojca pozostawiła ją z trudnymi pytaniami, na które moim zdaniem nie ma odpowiedzi.
Czy to zawsze tak musi być? Czy tylko dobrodziejstwo późnego urodzenia może z nas zdjąć ciężar historii i na powrót uczynić niewinnymi? Przecież byliśmy i jesteśmy dobrymi, czułymi, wrażliwymi na cudzą krzywdę ludźmi, wspaniałomyślnymi społecznikami zawsze gotowymi pomagać biedniejszym i opiekować się chorymi (…)Tylko dlaczego nie mogę przestać myśleć o nas jedzących w 1941 roku wystawny obiad i o nas głodujących w getcie? O nas grających w brydża i o nas żebrzących o kawałek chleba? (…)O nas pozujących malarzowi w upalne letnie popołudnie i o nas pod tym samym słońcem konających z pragnienia w bydlęcych wagonach lub zabijanych strzałem w głowę na dziedzińcu zamku(…)Dlaczego w kółko powtarzacie, że ponosimy winę za jedwabieńską stodołę, za Wąsosz, Szczucin i Radziłów.I że wojenne szmalcownictwo i powojenne pogromy to zatrute owoce antysemickiej nagonki i atmosfery lat trzydziestych, którą wraz z całym swoim otoczeniem oddychaliśmy jak powietrzem?Czy mogliśmy wybrać sobie powietrze? Bez końca prowadzę w głowie takie rozmowy i wciąż nie wiem, czy cokolwiek mogło być inaczej. Nie wiem też jak mam to wszystko poukładać w sobie i pomieścić.
Książka nie daje odpowiedzi na te pytania, ale zmusza do refleksji. To książka o milczeniu i staniu z boku. Serdecznie współczuję autorce niemożności „poukładania” sobie jej rodzinnych opowieści, ale wiem, że to nie dotyczy tej jednej rodziny. To opowieść o nas wszystkich i dlatego tak ważna. Pewnie, że słyszana niejednokrotnie. Być może jednak przeczyta ją kilka osób, które nie bardzo interesują się Historią i może historia tej konkretnej rodziny pokaże jej inny wymiar.
Ps. Fałszerze pieprzu to temat zastępczy w prasie, która ukazywała się getcie warszawskim. Nie bardzo związane z treścią książki, ale może autorka potraktowała to jako metaforę przemilczania spraw ważnych?
Sznajderman Monika. Fałszerze pieprzu. Historia rodzinna.Czarne, 2016
Moja ocena: 5/6