„Uległość” to kolejna moja lektura wakacyjna, która nie pozostawia obojętnym.Prawdę mówiąc mam wrażenie jakbym przeczytała prequel do „Opowieści podręcznej”. To książka o kondycji ludzi zachodu i mechanizmach, które mogą doprowadzić do spełnienia podobnej wizji jak u Margaret Atwood. Po przeczytaniu „Opowieści podręcznej” dziwiłam się jak może to być tak proste. Houellebecq na przykładzie swojego bohatera wykładowcy uniwersyteckiego, literaturoznawcy, mieszkańca laickiej, konsumpcyjnej Francji pokazał ten proces świetnie. Jasne, że momentami było stereotypowo i autor wykorzystywał nasze (czyli cywilizacji zachodniej) lęki. Mnóstwo jednak spostrzeżeń i obserwacji było niezwykle trafnych. Opis pobytu Franҫoisa w klasztorze jako ucieczka od rutyny i troski dnia codziennego (skojarzył mi się z ludźmi, którzy np. uciekają w tym samym celu w góry), czy opis zmęczonej gospodyni piątkowego przyjęcia oraz wiele innych, potwierdzają dar autora do wyłapywania takich drobnostek i ubierania spostrzeżeń w słowa. Niestety cała lektura nie świadczy o nas europejczykach zbyt dobrze. Ja pocieszam się, że my jako naród jesteśmy w nieco innym momencie cywilizacyjnym (trochę jednak ten zachód gonimy). No ale niestety wymowa tej lektury jest niezwykle gorzka i mało optymistyczna. Bierność, tytułowa uległość prowadzi do świata z powieści Atwood.
Houellebecq Michel. Uległość.WAB, 2015
Tłumaczenie: Beata Geppert
Moja ocena: 5/6