Czasem moje czytelnicze przeczucie mnie zawodzi. Przy tej lekturze poszłam z klucza „bibliotecznego”, czyli oczekiwałam czegoś w rodzaju książek Zafona. Część wydarzeń toczy się w pewnej bibliotece, ale nie ma to związku z literaturą, ale przeżyciami głównej bohaterki.
Przeczytałam, momentami nawet byłam ciekawa jak autor pokieruje losami Nory Seed, ale raczej nie jestem „targetem” dla takich opowieści. Męczyłam się strasznie przy milionowej wersji jej losów, nie za bardzo rozumiałam skomplikowany mechanizm przenoszenia w czasie i zupełnie do mnie nie przemówiły wybory głównej bohaterki. Zaniepokoiło mnie, że tragizm jej położenia, walkę z depresją autor ubrał w pseudofilozoficzne bzdury zamiast wysłać ją do lekarza.
Wszystko to być może przesadnie skrytykowałam, bo pewnie są czytelnicy, dla których ta historia będzie wiarygodna i zrozumiała. U mnie trafiła na mur. Nie za bardzo mieści się w kategorii „otulaczy”, a równocześnie aspiracje by stać się czymś więcej są przesadzone. Bywa i tak. Może jednak ktoś ma odmienne zdanie.
Haig Matt. Biblioteka o północy. Zysk i S-ka, 2021
Tłumaczenie: Ewa Wojtczak