Nietrudno się domyślić dlaczego taki wybór lektury. Z książką było jak z Wenecją: nie miałam wobec niej zbyt dużych oczekiwań i w związku z tym nie nastąpiło rozczarowanie. Lektura z romansem w tle, ale dla mnie średnio porywającym. Przewidywalna, momentami zabawna i tyle. Czytana w trakcie pobytu we Włoszech cieszyła jednak drobiazgami: opisem miejsc, przepisami kulinarnymi czy spostrzeżeniami autorki o Włochach. Część z nich pokrywa się z tym co pisze o wenecjanach Donna Leon. No ale o tym później. Historia dla mnie miała jeszcze jeden walor. Dotyczyła niemłodych bohaterów, którzy mieli odwagę zacząć wszystko od nowa. Oto kilka cytatów, które być może pozwolą zrozumieć mieszkańców tego fascynującego miejsca:
Wenecjanie zawsze zaskakiwali samych siebie, niektórzy nadal są sobą zdumieni. Jak to możliwe, że przyodziana w jedwabie, pachnąca goździkami księżna o imieniu Wenecja wyskoczyła prosto z bagna? Przecież to czyste szaleństwo. Rozkwitła, prześcigając mity, i zaszczepiła w wenecjanach przekonanie, że czas ich goni. Liczy się tylko tu i teraz, nich więc wszystko będzie malowniczą zabawą pod osłoną maski.(s.179)
De Blasi Marlena.Tysiąc dni w Wenecji. Wydawnictwo Literackie, 2009
Tłumaczenie: Hesko-Kołodzińska Małgorzata
Moja ocena: 4/6