Bukareszt to świadomie pominięte miasto naszej rumuńskiej wędrówki. Uznaliśmy, że szkoda pobieżnego zanurzenia się w gwar i upał dużej aglomeracji. Małgosia Rejmer swoją książką potwierdziła nasz intuicyjny wybór. Bukareszt musi poczekać na więcej uwagi niż mogła mu dać dwójka zafascynowanych i zachłyśniętych po raz pierwszy Rumunią wędrowców. Książka jest świadectwem, że warto miastu dać szansę, choć to miejsce niełatwe do spenetrowania. Autorka poznawała je powoli i z przygodami. Czasem nawet przykrymi jak atak bezdomnych psów na nią jadącą na rowerze czy pozorna „urzędowość” konduktorki w pociągu. Większość jednak jej spotkań to interesujące rozmowy, które nieco „oswajają” świat rumuńskiej stolicy. Wplecione w opowieść jest trochę historii, trochę obserwacji i coś co ja już czytałam w kolejnej książce autorki: przerażający opis zniewolenia ludzi przez system. Niby znane, nawet pamiętane z własnej biografii, ale nie w takiej skali i tak okrutne. Opowieść o rodzajach tortur stosowanych w więzieniach jest porażająca. Jest o podziemiu aborcyjnym i współczesnych skutkach zabawy w demiurga Nicolae Ceaușescu. Jest o znienawidzonym przez mieszkańców miasta Domu Ludu.Trudno się otrząsnąć po lekturze. Przyglądając się wieczorami Rumunom tłumnie oblegających kawiarnie i restauracje, słuchając gwaru głosów i obserwując radość z wspólnego biesiadowania trudno domyślić się, że ten naród stosunkowo niedawno narażony był na tak traumatyczne przeżycia. Być może dlatego potrafią się tak cieszyć?
Rejmer Małgorzata. Bukareszt. Kurz i krew. Wydawnictwo Czarne, 2013