O bułgarskich pomidorach już rozwodziłam się w jednym z wpisów. W tym roku nasze wakacyjne ścieżki również poprowadziły nas na wybrzeże Morza Czarnego, co prawda rumuńskie, ale stamtąd szybko czmychnęliśmy w okolice Złotych Piasków. To była kilkudniowa przerwa w dość intensywnej podróży. Nie planowana, spontaniczna i bardzo udana. Z wielu powodów, ale jednym z nich była restauracja na campingu, na który trafiliśmy. Podtrzymuje moje deklaracje, że gdyby chciano mnie tam zatrudnić do robót różnych za wikt, to bardzo chętnie skorzystałabym z tej propozycji.
Piszę o tym, ponieważ własnie skończyłam czytać książkę Magdaleny Genow dotyczącą Bułgarii. Ja jak zawsze jestem szalenie ciekawa jak inni postrzegają świat, a w tym razem o tym kraju napisała dziewczyna, której tata jest Bułgarem i zna ten kraj nie tylko z podróży, ale również poprzez doświadczenie bycia częścią tego społeczeństwa. Co prawda raczej wakacyjnie, ale zawsze jej punkt widzenia wzbogacony jest o wiedzę i spotkania, które nam zwykłym „wczasowiczom” pewnie nie będą dane. I to tak naprawdę najciekawsza fragmenty jej opowieści o tym państwie czyli jej wspomnienia, rodzinne anegdoty i opisy miejsc. Co wcale nie znaczy, że pozostała część książki nie jest warta uwagi. Jest i to bardzo. Jest w niej mnóstwo ciekawostek, autorka przeplata opowieść o historii tego kraju wszystkim co wydaje się dla Bułgarii charakterystyczne. Jest oczywiście o jedzeniu i przyprawach, jest o słabości Bułgarów do ziół, przepowiedni i kawy.Jest trochę o polityce, tradycjach i demografii. Jest przekrojowo i świetnie napisane. Przed wyjazdem do Bułgarii pozycja obowiązkowa. Łatwiej po tej lekturze będzie nam się zaprzyjaźnić z tym krajem. No a mnie się nadal marzą tamtejsze góry. W ramach moich wspomnień: sałatka szopska, tarator, banica i Aładża.
Genow Magdalena. Bułgaria. Złoto i rakija. Wydawnictwo Poznańskie, 2019