Maciej Czarnecki: Dzieci Norwegii. O państwie (nad)opiekuńczym

Maciej Czarnecki pokusił się na przedstawienie nam mechanizmów rządzących norweską instytucją Barnevernet oraz historii ludzi, którzy mieli z nią czynienia. I zrobił to rzetelnie, nie tworząc tabloid-owych wiadomości, ale pokazując różne punkty widzenia tej samej sprawy. Porządna, reporterska robota i rzeczywiście zamiast gniewu i oburzenia jest próba zrozumienia tego co spotyka niektóre polskie rodziny w Norwegii. Temat zabierania przez  Barnevernet dzieci rodzicom, którzy w jakikolwiek sposób zagrażają ich rozwojowi, jest dla Polaków szalenie trudny. To oni właśnie znajdują się w grupie rodzin, którym dzieci są odbierane. Według przytoczonych  przez autora statystyk nie dzieje się to jednak częściej niż w rodzinach norweskich. System prewencyjny cechujący to nordyckie państwo jest tak różny od tego co emigranci ze wschodu pozostawiają w swoich krajach, że to chyba jest przyczyną największej ilości nieporozumień. W ich mniemaniu państwo zbyt mocno interweniuje w życie rodziny, często jak wynika z przytoczonych opowieści popełniając błędy. Generalnie idea słuszna, tylko zdarza się, że wypaczana przez ludzi. Maciej Czarnecki przedstawia jak doszło do tego, ze Norwegia stała się takim państwem. Pisze o tym co kierowało jej mieszkańcami do stworzenia takich instytucji jak Barnevernet. Nakreśla tło historyczne, wymienia pionierów norweskiej myśli, ale pisze też o ciemnych stronach tych zjawisk. Książka jest zapisem rozmów głównie z rodzinami polskimi (w przeważającej większości matkami), które miały różne doświadczenia z Barnevernetem. Reportaż jest jak pisze autor o tym co dzieje się na styku tych dwóch odmiennych kultur oraz o błędach pracowników społecznych. Ciekawe refleksje o Norwegii:

Jeden z czytelników napisał kiedyś w liście do „The London Times”, że najlepszym sposobem na rozwiązanie konfliktu na Bliskim Wschodzie byłoby przekazanie Norwegom Jerozolimy na dwadzieścia lat. Wyobrażam sobie, ze namówili by Izraelczyków i Palestyńczyków do współpracy, a przy okazji sprzedaliby im trochę wyrzutni rakietowych(..) Niepodległości nie wywalczyła zbrojnie – dogadała się ze Szwecją. Podobnie jak inne skandynawskie kraje ma długa tradycję, stabilnych mniejszościowych rządów, co na południu Europy, gdzie politycy stawiają sprawę na ostrzu noża byłoby nie do pomyślenia. Nie ustala płacy minimalnej, zamiast tego pracodawcy negocjują ją ze związkami zawodowymi w danym sektorze. Po co powstania zbrojne, przyspieszone wybory, ograniczenia dla pracodawców, skoro zawsze można się dogadać?

Dla romantycznej polskiej duszy brzmi to jak utopia. Książka nie jest czarno-biała i to oczywiście zaleta. Maciej Czarnecki   profesjonalnie poprowadził nas po  norweskich meandrach opieki społecznej, opowiedział o zderzeniu z nią Polaków i pozwolił na lepsze  poznanie tego kraju. Lektura, którą powinni koniecznie przeczytać Ci, którzy planują emigrację zarobkową do tego państwa. Pozwoli to zapewne zrozumieć mentalność, zwyczaje, prawa obowiązujące w tym kraju. Poznawcze. Koniecznie muszę porozmawiać o tym z znajomymi Polkami mieszkającymi w tym kraju i zaczynam rozumieć fenomen bohaterów serialu Skam, o którym pisałam jakiś czas temu.

 

Czarnecki Maciej. Dzieci Norwegii. O państwie (nad)opiekuńczym. Wydawnictwo Czarne, 2016

Moja ocena: 5/6

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *