Nie wiem jaka ta książka jest w oryginale, ale niewątpliwie przekład Marty Kisiel to majstersztyk. Fragmenty, w których Luna dorasta wśród dziwnych stworzeń, bardzo się kojarzą z autorskimi książkami tłumaczki. Ja jestem jej fanką, więc niespodziewane spotkanie to dla mnie ogromna przyjemność. No ale nie byłoby tak świetnego przekładu, gdyby nie oryginał.
Teoretycznie lektura przeznaczona jest dla kilkunastolatków, ale to uniwersalna powieść fantasy i dla nieco starszych. Trudno oprzeć się jej czarowi. Xan to czarownica, która ratuje niemowlęta składane w ofierze. Mieszkańcy Protektoratu uważają, że chroni ich to od złej wiedźmy. Mylą się jednak co do Xan, która znajduje dzieciom rodziny w Wolnych Miastach. Zanim to jednak następuje, uciekinierów czeka dość forsowny marsz. Podczas jednej z misji ratowniczych czarownica karmi niemowlaka światłem księżyca. Luna zostaje napełniona magią. Z tego powodu mała dziewczynka pozostaje pod opieką swej wybawicielki. Za towarzyszy dorastania ma malutkiego smoka i potwora poetę. Wypity księżyc daje Lunie moc, nad którą jeszcze nie potrafi zapanować. Brzmi baśniowo? Takie jest.
Jak dla mnie to jest to również opowieść o manipulacji i jej konsekwencjach. Protektoriatem rządzi Rada Starszych. „Wiedźma – czy raczej wiara w nią – była dla ludzi przerażonych, posłusznych, uległych, którzy żyli w oparach smutku, żalu, paraliżującego zmysły i otępiającego umysł. Z punktu widzenia Starszych i ich niczym nieskrępowanych rządów, był to nad wyraz wygodny układ”. Starsi oraz Siostry Gwiazdy nie pozwalali, żeby w ich krainie zaświeciło słońce. Zastraszeni mieszkańcy bezwolnie wykonywali polecenia rządzących. Znajome, a jakże.
Takie i jeszcze kilka innych mechanizmów, które brzmią bardzo realistycznie, wyłapią pewnie w tej lekturze dorośli. Dzieci natomiast przeczytają mądra powieść fantasy, w której dobro i miłość niweluje zło i okrucieństwa. Nie jest to słodka bajeczka, bohaterowie często naznaczeni są przez los, ogarnięci szaleństwem czy bezradni. W ostateczności podnoszą się z kolan i walczą. Dorastanie Luny wśród kochających, ale niezwykłych postaci, bajkowe również nie jest. Autorka przenosi chyba swoje doświadczenia rodzicielskie na karty książki i proces ten staje się jak najbardziej realistyczny, pomimo magii która zawładnęła główną bohaterką. To najbardziej pogodne fragmenty powieści. Bywa też więc radośnie i dowcipnie. „Dziewczynka, która wypiła księżyc” to piękna opowieść z czarownicą, smokiem, potworem, siedmiomilowymi butami, wysoką wieżą i innymi motywami charakterystycznymi dla baśni, ale fikcyjny świat wykreowany przez Kelly Barnhil ma mnóstwo odniesień do realnych problemów współczesności. Jeśli w ogóle się zastanawiamy czy książka zostanie odczytana wprost, czy czytelnik odnajdzie w niej inne treści to jest to odpowiedź, że lektura warta jest naszej uwagi. Magiczna nie tylko, dlatego że wypełniona czarami. Polecam, szczególnie dobrze koreluje w sytuacji w jakiej obecnie się znajdujemy. Można z jej pomocą porozmawiać o tym z dziećmi.
– Zacznijmy od tego, że nie musisz do niej uczęszczać. Celem istnienia tejże struktury jest zapewnienie opieki i zajęcia osobnikom bez przyszłości, aż osiągną odpowiedni wiek i podejmą pracę na rzecz Protektoratu.
Wiedziała, że opowieść może przedstawiać prawdę, ale może też kłamać. Opowieści można naginać, wykręcać i zaciemniać. Kontrolowanie opowieści daje władzę.
Barnhill Kelly. Dziewczynka, która wypiła księżyc. Wydawnictwo Literackie, 2018
Tłumaczenie: Marta Kisiel