Z zeszłorocznym laureatem Nobla spotkałam się przy ekranizacji „Okruchów dnia”. Popis aktorski Anthonego Hopkinsa i Emmy Thompson, który choć oglądany przeze mnie kilkanaście lat temu do dzisiaj jest pamiętany. Inspiracją do przeczytania innej powieści tego autora ponownie był film. Zatopiłam się w świat Halisham i z każdą kartką wrażenie, że jest to świat mi już znany wzrastało. Okazało się, że rzeczywiście musiałam kilka lat temu przeczytać „Nie opuszczaj mnie”. Mimo to kolejne odczytanie sprawiło, że uważniej pochyliłam się nad przesłaniem opowieści. Pierwsza część, wcale nie idylliczna, dotyczy dorastania trójki bohaterów Kathy, Ruth oraz Tommego w elitarnej szkole z internatem. Narratorka powieści jest Kathy i z jej perspektywy oglądamy wydarzenia. W Halisham skupiamy się na tym jak przyjaciółmi manipuluje Ruth, jak zmienia się Tom i z drobnych puzzli powstaje obraz antyutopii. Pozostałe części poza rozwiązaniem wątków dotyczących tej trójki, to również rozstrzygnięcie makabrycznej zagadki. Jest to kolejna w ostatnim czasie przeze mnie przeczytana powieść, która pokazuje jak kruche jest to co wokół. Jak człowiek w imię „wyższego dobra” nagina zasady moralne i jak pustą frazą okazują się słowa: postępowanie etyczne. Książka budzi takie refleksje, w ekranizacji przesunięto nieco akcent z „moralitetu” ma melodramat. Uważny czytelnik i widz jednak odejdzie od lektury i filmu mocno zaniepokojony. Film moim zdaniem dość dobrze oddaje klimat książki. Irytowała mnie tylko Keira Knightley (Ruth), jak dla mnie mocno manieryczna. Zabrakło mi również w ekranizacji bardziej rozbudowanej genezy wydarzeń osadzonej w szkole, gdzie zadaniem uczniów było być twórczym. Film oczywiście rządzi się innymi prawami i inny jest jego język. To dwa różne dzieła. Obydwa jednak do przemyśleń.
Ishiguro Kazuo. Nie opuszczaj mnie. Albatros, 2005
Seria π
Tłumaczenie: Andrzej Szulc
Moja ocena: 5/6