Kontynuacja Faceta z grobu obok i niestety dużo w niej mniej z lekkości pierwszej części. Chciało by się napisać życie czyli docieranie się mojej ulubionej bibliotekarki oraz seksownego rolnika. Mam nawet wrażenie, że interpretacja tytułu książki może być tak różna, jak poplątane są losy bohaterów tej powieści. Skłaniam się ku teorii, że w ich wypadku trudy codzienności zniwelowały częściowo to co połączyło ich w pierwszej części. Nadal bardzo ciekawie i pouczająco jest poznawać punkt widzenia na te same sprawy przedstawicieli dwóch płci. Wydaje się, że opisy zmagań świeżo upieczonej mamy to raczej nie fikcja literacka. Sama jeszcze pamiętam jak byłam zlana potem zanim ogarnęłam towarzystwo np. na spacer. Ciekawe są też spostrzeżenia Desirée na temat kobiet, które ją otaczają. One też są bardzo spójne z tym co sama zauważam.
To było jak wyprawa w nieznany teren. Musiałam poznać tubylców, ich kulturę, zwyczaje, przyzwyczajenia. Żeby się stać jedną z nich. Mieszkanką małej wioski. Próbowałam się dostosować. Nie chodzi o to, że miałam się za kogoś lepszego, może tylko na samym początku, podczas przyjęcia u Bengta Görana i Violet, ale potem już nie. Wręcz przeciwnie! Czułam się gorsza. Kobiety, które spotykałam, potrafiły robić rzeczy, o których ja nie miałam bladego pojęcia! Odróżniały ścieg przed igłą od ściegu za igłą. Dziergały skarpety we wzorki i gotowały rosół z kluskami. Znały tysiące sposobów, które ułatwiały opiekę nad dziećmi. Kiedy chodziłam do miasteczka na gimnastykę i zostawiałam Arvida w wózku, a on zaczynał płakać, natychmiast zjawiał się ktoś, kto brał go na ręce i uspokajał. Przyszywały guziki, wszywały zamki błyskawiczne, robiły dziurki do guzików. Farbowały włosy w domu, strzygły swoich facetów i dbały o ogródki, które wszystkie wyglądały jak z okładki. Wymieniały się sadzonkami i cebulkami. Jednocześnie niemal wszystkie pracowały na pół etatu w mieście,(..) Wieczorami kobiety śpiewały w chórze albo chodziły na warsztaty ceramiczne, albo na jogę. Pod warunkiem, że udało im się wyrwać z domu (…), Odkryłam to, kiedy wstąpiłam do chóru. Po próbie zawsze szliśmy jeszcze na kawę. Uświadomiłam sobie też, że moje studia i mój dyplom nie są tam żadnym atutem. Nigdy zresztą się nimi nie chwaliłam. Miałam natomiast dużo okazji do rozmów o książkach. Wiele kobiet należało do różnych klubów książki. Na bieżąco czytały wszystkie nowości. (..). Często to właśnie kobiety inicjowały projekty dotyczące całej wsi, organizowały sprzątanie zielonego pasa wzdłuż drogi albo piekły ciasteczka na wenty, z których dochód przeznaczano na dziecięcą drużynę piłkarską. To właśnie kobiety protestowały przeciwko zmniejszeniu liczby miejsc w przedszkolu. To one miały energię i pomysły. To z ich inicjatywy działy się różne rzeczy, chociaż do rady gminy wybierano głównie mężczyzn.
I te i jeszcze inne wspólne mianowniki naszych losów pozwoliły mi zaprzyjaźnić się z bohaterką cyklu mocniej, ale już wiedza np. dotycząca poczęcia dziecka, była tak niewielka u tej wykształconej kobiety, że wgniotło mnie w fotel. Fikcja literacka rządzi się swoimi prawami, ale było to tak nieprawdopodobne, przy pozostałych przemyśleniach bohaterów, że aż dziwne. Polubiłam jednak parę, która teoretycznie nie miała żadnych szans na wspólne bycie ze sobą. Kibicowałam im bardzo, martwiłam się ich kryzysami i cieszyłam wzlotami. No i jakoś tak nagle się zakończyło. I co więcej nie ma ciągu dalszego, a ponownie historia pozostaje otwarta.
Mazetti Katarina. Grób rodzinny. Czarna Owca, 2014
Cykl: Benny i Desirée (tom 2)
Tłumaczenie: Elżbieta Frątczak-Nowotny
Moja ocena: 4/6