Niech was nie zmyli cudownie kwietna okładka, bo za nią kryje się bardzo gorzka historia. Powrót Joanny Bator jaką najbardziej lubię czyli tej z cyklu „Piaskowa Góra”. Bardzo kobieca lektura, w której męscy bohaterowie są tłem dla trudnych życiorysów pań.
Wszystko ponownie toczy się na Dolnym Śląsku. Protoplastką rodu jest Berta, córka rzeźnika. Od jej ogromnej tęsknoty za „wielkim” światem, chęci wydostania się z małej wioski na niemieckim pograniczu, autorka rozpoczyna opowieść o trudnych losach jej córki, wnuczki i prawnuczki. Joanna Bator bardzo powoli odsłania losy kolejnych bohaterek. Te rodzinne puzzle próbuje ułożyć najmłodsza z nich, wędrując w czasie dolnośląskimi tropami.
I Barbara i Violetta i Kalina są bardzo samotne i osobne. Każda doświadcza niekochania i zapętlają się we wzajemnych pretensjach i żalach. Ich traumatyczne przeżycia wpływają nie tylko na ich relacje, ale też na stosunki z całym otoczeniem. Jest w tej książce realistycznie, ale jest i nieco magicznie. Rzeczywistość, która otacza bohaterki jest przaśna, bo czasy, w których przyszło im żyć takie są. Do przodu kobiety pchają marzenia, a powieść spajają tajemnice rodzinne. Każda z bohaterek oczekuje od życia czego innego, ale wszystkie liczą na uśmiech losu. Dla każdej znaczy to co innego, ale też pomimo różnych trudności, wzajemne powiązania trzymają je na powierzchni. Nie jest to bardzo optymistyczna powieść, chociaż autorce udało się nieco zaskoczyć w finale. Piszę mocno ogólnikowo, bo nie chcę zbyt dużo zdradzać z treści. To ogromna przyjemność rozsupływać zaplątane przez autorkę historię czterech niezwykle ważnych dla siebie kobiet. Ja lubię te powroty do wykreowanych przez autorkę, już nieco oswojonych przeze mnie, światów. Ten uważam za bardzo udany.
Bator Joanna. Gorzko, gorzko. Znak, 2020