„Ślady” to przygoda, książka mozaika. Sięgnęłam po nią pełna obaw, bo różnie to bywa z tytułami nominowanymi do„Nike”. Rozpoczęłam bez przekonania, przeczekała kilka tygodni i jak wróciłam do niej ponownie, to trudno się było oderwać od lektury. Przejrzałam wywiad z autorem, w którym mówi, że jego tato po przeczytaniu kilkudziesięciu stron był zdziwiony ilością uśmierconych postaci (w kontekście optymistycznego wizerunku syna, mało stereotypowego autora). Dla mnie to była opowieść o ludziach naznaczonych umieraniem. Równocześnie były to osobne historie, często zazębiające się w tak niespodziewany sposób, że trzeba było się nieco wysilić, by te puzzle poukładać. Życiorysy bohaterów przeplatały się w taki sposób, że śledzenie ich losów z różnych perspektyw to naprawdę przygoda. Autor ma niezwykły dar tworzenia światów z drobiazgów, niedopowiedzeń i emocji. Piękny jest rozdział zatytułowany”Latawiec”, poruszający”Wizyta”, mocno realistyczny”Olo” i w zasadzie można by tak wymieniać wszystkie opowiadania po kolei. Tym razem przykład prozy, którą naprawdę trudno zaszufladkować, a sylwetki bohaterów tej książki to historie ludzi, których być może mijamy na ulicy absolutnie nie domyślając się jak wyglądają ich prywatne konstelacje. Za stworzenie tej iluzji, kunszt formy i emocje, które towarzyszyły czytaniu nominacja do nagrody literackiej naprawdę zasłużona. No i przykład, że nie zawsze burza medialna to wiele hałasu o nic. Nabrałam apetytu na pozostałe powieści Jakuba Małeckiego.
Małecki Jakub. Ślady. SQN, 2016
Moja ocena: 5/6