Jak napiszę, że nowa powieść Jakuba Małeckiego to ulotne chwile zatrzymane na kartkach książki zabrzmi nieco banalnie.”Nikt nie idzie” jednak absolutnie banalne nie jest. To mozaika ludzkich losów powiązanych ze sobą. Splatają się w sposób i oczywisty i nieoczekiwany. Jakub Małecki tworzy z nich świat, niby taki jaki znamy, ale przefiltrowany przez swoją wrażliwość. Autor to uważny obserwator i z empatią przenosi te swoje spostrzeżenia do opowieści. Chciałoby się rzec, skąd w tak młodym pisarzu tyle dojrzałości? I tak sobie myślę o tej książce, że równie ważne w niej jest to co napisane, jak i to co niedopowiedziane. Kolejne odsłony bohaterów powieści są tak skonstruowane, że oczekujemy na następne tajemnice z nimi związane. Autor układa puzzle literackie, ściąga kolejne warstwy jakby obierał cebulę a i tak finalnie tajemnica pozostaje. Zostajemy w tym nierozstrzygnięciu, lekko zdziwieni i zafascynowani. Portrety sąsiedzkie: Marzena matka niepełnosprawnego dziecka, Olga piekąca wymyślne ciasta, Igor kochający haiku, Mikołaj z muzyką w głowie. Zwyczajni ludzie i prawdę mówiąc biografie dość typowe. Tylko ich autorska interpretacja kunsztowna i budząca wiele emocji. Jakubowi Małeckiemu udało się kolejny raz uwieść mnie czytelniczo i z niecierpliwością czekam na następne randki.
Małecki Jakub. Nikt nie idzie. Sine Qua Non, 2018