Każdy ma jakiegoś bzika, ja bardzo lubię czytać biografie, głównie poetów, którzy tworzyli w wieku poprzednim. Mam takie hobby, śledzę jak życie twórców wpływało na ich działalność artystyczną. Często podobnie jak biografowie wybieram postaci nieoczywiste i z pogmatwanymi życiorysami. Tak mam i nie będę się tego wypierać.
To zawsze jest też pretekst, żeby sięgnąć po wiersze autorów, o których się czyta. Z Ginczanką było jednocześnie i prosto i trudno. Trudno, bo nie mam jej tomiku i trzeba było się posiłkować Internetem. Prosto, ponieważ świetną pracę wykonała Izolda Kiec w książce. Zbliża się Dzień Poezji i tak sobie pomyślałam, że wiersze bohaterki książki to byłby świetny prezent z tej okazji.
Zuzanna Ginczanka to postać tragiczna, która chyba właśnie wychodzi nieco z zapomnienia. Jak dla mnie stoi ona w jednym szeregu z innymi poetami przeklętymi. Młoda, uzdolniona dziewczyna, pochodząca z Kresów Wschodnich naznaczona swoim pochodzeniem i płacąca za to najwyższą cenę. Protegowana Juliana Tuwima ( chociaż nad skalą protekcji zastanawia się Izolda Kiec), zakolegowana z tuzami międzywojennej Warszawy i bardzo samotna kobieta. Obraz jaki się wyłania z bardzo skrupulatnego ” śledztwa”, które od kilkudziesięciu lat prowadzi popularyzatorka tej postaci jest po pierwsze pełen luk, a po drugie spójny dopiero z wyjaśnieniami literaturoznawczyni. To właśnie jej interpretacje wierszy oparte na różnych kontekstach, jej mrówcza praca w archiwach oraz spotkania i korespondencja z ludźmi, którzy znali poetkę, pozwalają na rozwikłanie kilku tajemnic i odtworzenie losów niejednoznacznej bohaterki.
Niestety nie była to prosta biografia. Wydaje się, że Ginczanka całe swoje krótkie życie była outsiderką. Najpierw w Równem, bo wyrastała ponad małomiasteczkową przeciętność ( choć jak się okazuje tak bardzo przeciętne to miejsce nie było), później w Warszawie, do której uciekła, żeby odnaleźć swoje miejsce i chyba paradoksalnie do końca jej się to nie udało. Nie odnalazła się też w wojennym Lwowie pod okupacją radziecką. No a ciąg dalszy to opowieść o ściganej przez nienawiść Żydówce. Fragmenty dotyczące nękania jej przez Zofię Chominową, utrwalone zresztą w wierszu, to bardzo przejmujący fragment tej opowieści. Trudno się nie zastanowić, jak niewiele poetce brakowało do tego, by z tych pojedynków wyjść zwycięsko i przeżyć. Kilkakrotnie miała zresztą sporo szczęścia.
Z fotografii i świadectw zamieszczonych w biografii wyłania się piękna kobieta. Muza, dziewczyna lubiąca ładnie wyglądać a równocześnie osoba, która zawsze stoi z boku. Autorka wysnuwa tezę, że ta jej „osobność” i być może „pokiereszowane” związki damsko męskie, miały swoje źródło w opuszczeniu w dzieciństwie przez rodziców. Pewnie mnóstwa rzeczy nie zweryfikujemy, ale Izolda Kiec okazała się świetnym przewodnikiem po światach poetki. Trudno nie zorientować się, że jest zafascynowana swoją bohaterką, ma o niej ogromną wiedzę i dzieli się nią w sposób bardzo przystępny, pomimo bardzo bogatego aparatu naukowego, który jest zamieszczony w lekturze. Fascynująca postać i już cieszę się na przygodę z kolejnymi jej wierszami.
Kiec Izolda. Ginczanka. Nie upilnuje mnie nikt. Marginesy, 2020
Właśnie czytam, jestem mniej więcej w połowie. Całkowicie się zgadzam z Tobą. Dodam od siebie – poruszyło mnie, jak okropni bywali mężczyźni (poeci, artyści) wobec kobiet. To też uświadamia, jak trudno było przebić się artystkom, a przede wszystkim zostać poważnie potraktowanymi.
Agnieszko okazuje się, że ” szklany sufit” to nie tylko współczesna rzeczywistość. Postrzeganie Ginczanki przez pryzmat jej urody a nie talentu, szczególnie w męskim warszawskim „kawiarnianym” świecie było bardzo seksistowskie. Tak kolejny raz rozbijają się mity. Nie miała łatwo dziewczyna. Ładna, utalentowana, mądra i Żydówka. Zresztą sugestia autorki o jej „kupczonym” małżeństwie też przerażająca ( mam nadzieję, że nie spojleruję).