Ja ponownie z ogromną przyjemnością zanurzyłam się w świecie wykreowanym przez Hannę Kowalewską. Nawet dzisiaj sprawdziłam, kiedy wyszedł pierwszy tom cyklu. Okazuje się, że bohaterowie „Zawrocia” towarzyszą mi ponad dwadzieścia lat. Opowieść miała i ma słabsze momenty, ale generalnie nadal na tle innych „kobiecych” lektur wyróżnia się starannością, dbałością o język oraz poetyckością. Dla mnie to zaleta. Autorka jest też mistrzynią w wikłaniu wątków i tworzeniu piętrowych fabuł i o dziwo nadal brzmi to w miarę prawdopodobnie.
Okazuje się, że niedomknięte historie z poprzednich części pozwoliły na próbę odpowiedzi, dlaczego jedna z głównych bohaterek jest „czarnym charakterem” w tych powieściach. Wszystkie ślady prowadzą do sąsiadującego z Zawrociem pensjonatu. Wydarzenia sprzed lat mocno rzutują na teraźniejszość a Matylda odkrywając kolejne tajemnice związane z Weroną nie tylko odsłania słabości bohaterów, ale też jest katalizatorem zmian.
Główna bohaterka nadal pokonuje swoje traumy z dzieciństwa, jest wsparciem dla tych którym los kładzie kłody pod nogi, a jej azylem niezmiennie jest Zawrocie.Wszystko pewnie to byłoby ciężkie do udźwignięcia, gdyby nie poczucie humoru Hanny Kowalewskiej. Autorka wyczuwa kiedy czytelnik może być już zmęczony nawarstwieniem niełatwych tematów i rozbraja to łagodnie. W tym tomie ta równowaga była cechą dominującą. Zaintrygowani byliśmy zagadką z przeszłości, towarzyszyliśmy Matyldzie w jej w miarę stabilnym związku, obserwowaliśmy jak dojrzewa do ról, które są wpisane w jej życie.Ten cykl jest bardziej gorzki niż słodki, smutek to nieodłączny towarzysz perypetii bohaterów, jednak wydźwięk tego tomu był chyba najbardziej optymistyczny. No i po tym, że zakończenie znów pozostało otwarte można wnioskować, że brama do Zawrocia raczej nie została zamknięta. Bardzo dobrze, bo pomimo, że powieść jest na wskroś współczesna to monologi Matyldy skierowane do jej babci, pewna „staroświeckość” odziedziczonej posiadłości dodaje tej książce eleganckiego, niedzisiejszego sznytu. Ja chyba najbardziej za to lubię Zawrocie. I pewnie za jakiś czas ponownie sprawdzę co tam u mieszkańców tego miejsca.
Na koniec zacytuję „tajemnicę udanego małżeństwa” według przyjaciółki Matyldy, Magdy (moja nowa ulubiona postać i to nie dlatego, że moja imienniczka i bibliotekarka):
Ja w ciążach potrzebowałam tylu przytuleń i głasków, że Zielince mdlały ręce od obejmowania. W ogóle bez dotyku obumieram. Zielinka mówi, że trafił mu się bluszcz. I że dzieciaki też bluszczowate i ciągle na nim wiszą. Ale jak się obraziliśmy i siedział tydzień na kanapie przed telewizorem sam, nieopleciony, to mina mu zrzedła. Jedzenie i dotyk to jest tajemnica udanego małżeństwa. Gdybyś przypadkiem nie wiedziała.
I jeszcze jeden cytat, który może być przyczynkiem do czasu pandemii:
Miejsce pracy. Ja go nie miałam. Co najwyżej pracowałam w domu. Ale jest coś gnuśnego w samotnej pracy. Nic dziwnego, brakuje interakcji, towarzystwa, przepychanek, docinków, całej tej gry, która się toczy , gdy w jednym miejscu jest dużo ludzi.
Kowalewska Hanna. Okna z widokiem na Weronę. Wydawnictwo Literackie, 2019
Cykl: Zawrocie (tom 7)