Przy tej książce niewyobrażalnie się cieszę, że korzystam z biblioteki publicznej, bo już przymierzałam się do jej kupna. Mniej radosne jest, że koleżankom trafił się „czytelniczy bubel”. Być może miałam zbyt wiele oczekiwań wobec tej lektury, może to nie jest najlepszy czas na wędrowanie po Italii i podziwianie uroków Sycylii, może niekoniecznie można skupić uwagę na detalach architektonicznych, ale zdecydowanie nie jestem gotowa na mało eleganckie komentarze autora. Ktoś kto pretenduje do elity intelektualnej, kto powołuje się na Jarosława Iwaszkiewicza, opisuje piękno włoskich dzieł sztuki, a bez przerwy w malkontenckim tonie krytykuje naszych rodaków spotkanych zagranicą, sycylijską rzeczywistość (sprzed dwudziestu lat!) raczej mnie nie zaczaruje. O ile jeszcze „komiczne” sytuacje z przyjacielem, towarzyszem sycylijskiej wyprawy czasem podniosą kąciki ust do góry, o tyle pozostałe dygresje budzą raczej uśmiech politowania. Nie bardzo chyba odczytałam intencje autora albo formuła dziennika z podróży zastąpiona przez świetne blogi, vlogi czy podcasty to przeżytek. Szczególnie, że obserwacje Grzegorza Musiała dotyczą Sycylii sprzed dwudziestu lat. Niestety fragmenty opisujące piękno przyrody, architektury, sztuki raczej też mnie nie ujęły. Wydawanie takiej książki po kilkudziesięciu latach ma chyba średni sens, bo zwyczajnie to nie jest wybitna literatura. No ale ja się nie znam. Przebrnęłam w mękach i zdenerwowana, a moje oczekiwania rozbiły się o „smęcenia” zgorzkniałego pana w pewnym wieku. Dla wybranych i koneserów takich zwierzeń.
Tych, którzy jednak chcą odwiedzić literacko Sycylię odsyłam do książki Jarosława Mikołajewskiego i Pawła Smoleńskiego. Przeczytana, będę do niej wracać i pewnie coś w końcu o niej „naskrobię”. Czyli jednak można.
Musiał Grzegorz. Dziennik włoski. Sycylia. Wydawnictwo Zysk i S-ka, 2021