Już tęskniłam za monumentalną, epicką powieścią. I „Kucharka z Castamar” fantastycznie wpisała się w to moje pragnienie. Idealna lektura na listopadowe długie wieczory pod kocykiem i z kubkiem herbaty.
Zasadniczo to romans historyczny osadzony w Hiszpanii na początku XVIII wieku. Autor nieco się wychyla z tego historycznego anturażu czasem sygnalizując czytelnikowi, że nie ma pełnej zgody na pewne sytuacje, ale generalnie wykorzystuje tło do pokazania obyczajów epoki. Fabuła to klasyka gatunku, czyli uczucie łączące możnego z ubogą dziewczyną ( w tym wypadku kobietą), wbrew opinii otoczenia i będące mezaliansem. Łączy ono bohaterów z innych warstw społecznych. Na drodze do ich szczęścia nie zabraknie wrogów oraz dworskich intryg.
Clara Belmonte musi jeszcze walczyć z jedną przeszkodą. Na skutek wydarzeń z przeszłości nabawiła się agorafobii. I to zabieg, który wyprowadza też poza schemat. Największą pasją głównej bohaterki jest gotowanie. Trafia do kuchni w ważnej posiadłości i tam z jej wnętrza śledzimy wydarzenia związane z jej mieszkańcami. Obserwujemy jak mieszkali, jak żyli hiszpańscy arystokraci. Autor tak pisze o tworzeniu posiłków przez Clarę, że te plastyczne opisy są same w sobie bardzo „smakowite”, a przyglądanie się dworskim intrygom z perspektywy kuchni ciekawe. Jest ich sporo i tworzą misterną pajęczynę, która oplata bohaterów.
Wyraziste postaci, uczucia, które niszczą i które budują, odwieczne pytanie czy dobrzy zostaną nagrodzeni? Czegóż chcieć więcej? Już wiem. Na deser jest serial.
Múñez Fernando J. Kucharka z Castamar. Znak, 2021
Tłumaczenie: Joanna Ostrowska