Jakoś mam ostatnio słabość do książek, które są przekrojem jednego roku. To zazwyczaj jest próba syntezy historii tego czasu. Były książki-daty ważne dla Polaków (1945, 1968) i przez Polaków napisane. Perspektywa w nich była też raczej polska (choć wydarzenia składające się na te opowieści już nie tylko). Za mną książka szwedzkiej pisarki, którą znam z jej wcześniejszej przejmującej lektury W Lesie Wiedeńskim wciąż szumią drzewa. 1947 to znów reportaż, który nie pozostawia obojętnym. Tym razem autorka wplatając w opowieść fragment dzieciństwa swojego ojca opisuje rok, w którym rodzi się nowy porządek. Åsbrink śledzi odradzające się ruchy faszystowskie, konflikty na Bliskim Wschodzie i nieporadność wobec nich Zachodu, walkę Rafała Lemkina o uznanie w prawodawstwie pojęcia ludobójstwa, które będzie oznaczało też kulturowe, ekonomiczne, społeczne unicestwienie mniejszości. To dla niej też rok, w którym Simone de Beauvoir zacznie pisać Drugą płeć, a Christian Dior zmienia modę. Niby minęło siedemdziesiąt lat od opisywanych wydarzeń, ale część z nich nadal mogłaby być odczytana jako newsy w wczorajszej gazecie. I to tak naprawdę jest przerażające. Wolałabym czytać o tym fragmencie historii jak o zamkniętych w podręczniku faktach, z których wyciągnęliśmy wnioski. To oczywiście myślenie życzeniowe, ale świetnie poznać ten powojenny okres z perspektywy Szwedki. Polecam, poszerza wiedzę i daje do myślenia.
Åsbrink Elisabeth: 1947.Świat zaczyna się teraz. Wydawnictwo Poznańskie, 2017
Tłumaczenie: Natalia Kołaczek
Moja ocena: 5/6