Tak trochę płynęłam z tą książką nie mając zbyt wielu oczekiwań. Ja wiem, że twórczość Shafak ma bardzo wielu admiratorów, ale mnie jakoś poprzednio nie rzuciła na kolana. Obiecałam sobie, że dam jej jednak szansę i absolutnie nie żałuję.
Być może stało się tak dlatego, że bardzo lubię zabieg, którym autorka się posłużyła czyli różne plany czasowe finalnie się splatające. Jeden z bohaterów zna osobiście Dickensa czyli żyje w wiktoriańskim Londynie. W tym samym mieście mieszka współcześnie Zaleekah, którą z jazydzką dziewczynką Narin, pozornie poza ścisłymi związkami z rzekami, nic nie łączy. Opowieść ma swoje korzenie w starożytnej Mezopotamii, a pismo klinowe pojawia się w wielu jej wątkach.
Śledzimy równolegle losy Artura, Zaleekah i Narin, a każda z tych historii jest bardzo ciekawa. Autorka dotyka w nich mnóstwa spraw od wykluczenia, prześladowań, ekologii, kolonializmu po wolność, wdzięczność. Nie jest to pompatyczne, teoretyczne rozważanie, ale ilustrowane biografiami bohaterów. Książka była dla mnie interesująca nie tylko w warstwie fabularnej, ale niosła mnóstwo nieznanych mi informacji m.in o odkryciach archeologicznych, Jezydach czy rzekach. Tak się złożyło, że jestem świeżo po zwiedzaniu Londynu, więc wszystkie „smaczki” z tego miasta również mnie fascynowały.
Shafak „wsysa” nas w swoje historie fabułą czy tłem, ale także pięknem tej prozy. Zdarzał mi się czasami pomyśleć, że jej zdania są za „okrągłe”, czasem zbyt oczywiste, ale trudno autorki nie podziwiać za kunszt literacki. Ja z tą lekturą „popłynęłam” z ogromną przyjemnością, ale zostałam z wieloma pytaniami, mnóstwem niezgody na to co w niej dotyczyło realnych wydarzeń m.in prześladowań. Sądzę, że i to było celem Elif Shafak. Ponownie moc literatury.
Shafak Elif. Tam na niebie są rzeki. Wydawnictwo Poznańskie, 2025
Tłumaczenie: Natalia Wiśniewska
Lektor: Karolina Kalina