„Młodego Mungo” chciałam odłożyć po kilku pierwszych rozdziałach, a w w ostateczności okazał się nieodkładalny. To książka, która emocjonalnie dewastuje i dla tych nieco wrażliwszych może okazać się ponad siły.
Historia toczy się w robotniczych dzielnicach Glasgow, a jej główny bohater to wrażliwy, nieco osobny nastolatek. Rodzina chłopaka nie należy do tych wspierających. Wprost przeciwnie, jest dla niego arcytrudną szkołą życia. Jego dorastanie staje się jeszcze bardziej skomplikowane, gdy okazuje się, że chłopak którego darzy uczuciem jest katolikiem. Mamy matkę alkoholiczkę, wojny gangów, dorosłych krzywdzących dzieci. Cała paleta zła, której próbuje się nie poddać nastolatek.
Wszechobecna przemoc w przeciwwadze do naiwnej wiary Mungo, że przyszłość przyniesie mu coś dobrego to siła tej powieści. Kibicujemy pierwszemu uczuciu, zżymamy się na kiepskich dorosłych i zastanawiamy się czy jednak ta historia będzie miała happy end. Ja oczywiście nic nie zdradzę, ale proszę się przygotować na emocjonalny rollercoaster. Książka bywa dosłowna, ale składa się również z wielu niedopowiedzeń. Ta powieść to krzyk o bliskość i czułość, pełna samotności, okrucieństwa, głupoty. Wszystkie dobre jej momenty na tym tle to przejaw człowieczeństwa.
Ktoś napisał, że czytanie tej książki boli. Zgadzam się z tym. Cały brud tej powieści jest jednak niczym wobec dzielności zaszczutego chłopaka. Czytajcie, bo to nietuzinkowa opowieść.
Stuart Douglas. Młody Mungo. Wydawnictwo Poznańskie, 2023
Tłumaczenie: Maciej Studencki