„Tulipanowa gorączka” czekała na mojej wakacyjnej liście czytelniczej z kilku powodów. Pierwszy, bo niedawno widziałam w kinie „zajawki” ekranizacji co oznacza dla mnie prawie zawsze: najpierw książka potem film; kolejny to nazwisko autorki znane mi z bardzo udanej ekranizacji innej jej powieści ” Hotel Marigold”. No i trzeci powód miejsce akcji: Amsterdam. Akcja powieści toczy się na początku XVII wieku w Holandii rzeczywiście ogarniętej tulipanową gorączką. Cebulki tych kwiatów osiągają ogromne sumy i są pożądane nie tylko przez hodowców, ale ludzi, którzy na spekulacjach nimi nierzadko zdobywają i tracą fortuny. Autorka zgrabnie w tło książki poza szaleństwem tulipanowym wplotła sztukę. Książka jednak jest o uczuciach i konsekwencjach dokonywanych wyborów. Mamy trójkąt: wiekowy mąż, młoda żona i artysta malujący ich portret. Poza tą trójką ważnymi postaciami są służąca Sophii: Maria oraz jej narzeczony. Autorka poplątała losy bohaterów powieści z iście szekspirowskim zacięciem. Jestem pod wrażeniem pomysłowości.Trochę gorzej z resztą. Zabrakło mi czegoś w tej książce i nawet nie bardzo mogę doprecyzować tę myśl. Może ekranizacja z wizualizacją opisywanych obrazów, kanałami Amsterdamu i gęstą atmosferą z książki dopełni tę lekturę.
Moggach Deborah. Tulipanowa gorączka. Rebis, 2000
Moja ocena: 4/6