Jak większość ludzi związanych zawodowo z książkami mam słabość do literatury krążącej wokół tego tematu. Raczej obojętnie nie przejdę obok okładki takiej jak w „Spacerującym z książkami” ( tytułu też). Związana z książkowym światem, zdaję sobie sprawę, że wydawcy potrafią wykorzystywać to nasze zamiłowanie i czasem tego nadużywają. Tym razem jednak okazało się być inaczej.
Powieść jest przeznaczona dla młodego czytelnika, ale jak to bywa w takich tekstach dorośli poza oczywistym odczytaniem są w stanie wyłapać dużo literackich tropów. Ja to bardzo lubię i tutaj było tego sporo: przydomki bohaterów, książki dla nich dobierane ( korespondujące z ich życiem), tytuły rozdziałów.
Carl Kollhoff jest księgarzem, który codziennie przebywa tę samą trasę dostarczając czytelnikom książki. Jego rutynę zmienia spotkanie z Schaschą, dziewięcioletnią dziewczynką, której udaje się go namówić na wspólne spacerowanie. Zmienia ona nie tylko jego codzienne rytuały, ale również stosunek do odbiorców jego literackich paczek. Dziewczynka angażuje się w problemy odwiedzanych osób i pociąga za sobą starego księgarza. Wszystko to ma jednak reperkusje.
Opowieść, chociaż dość staroświecka nie jest pozbawiona współczesnych akcentów. Jej patos rozbraja poczucie humoru i mała nieprzewidywalna dziewczynka. W centrum uwagi jest starszy pan i jego pasja, ale książki wiążą wszystkie postaci. Powieść nie jest jednak jedynie o literaturze, ale o ludziach i łączących ich relacjach. Autor porusza mnóstwo problemów od samotności, agresji w związku po wykluczenie i chociaż to powieść dla dzieci, to autor nie daje prostych rozwiązań, pokazuje że być może sposoby, które on proponuje zadziałają, ale nie są to gotowe recepty.
Bardzo przyjemna, wzruszająca lektura, szczególnie dla ludzi kochających książki, ale na tyle uniwersalna, że może być atrakcyjna dla wszystkich.
To, że ktoś czyta, wcale nie znaczy, że jest intelektualistą. To, że ktoś dużo je nie czyni z niego smakosza. Ja czytam z czysto egoistycznych pobudek, dla własnej przyjemności, z miłości do ciekawych historii, nie dlatego, że chcę się czegoś dowiedzieć o świecie.
Wiesz, taka książka, która spodobałaby się wszystkim, nie istnieje. A gdyby istniała, to byłaby pewnie kiepska. Nie można przyjaźnić się z każdym, bo każdy jest inny. Wtedy trzeba by było nie mieć osobowości, niczego, co by nas wyróżniało. Ale pewnie i tak nie wszyscy by nas lubili, bo brakowałoby im tego czegoś, co nas wyróżnia. Rozumiesz? Każdy potrzebuje innych książek. Bo to, co jedna osoba kocha z całego serca, dla innej będzie zupełnie obojętne. (…) Przy zakupie książek każdy ma pełną swobodę. I to jest właśnie piękne. W życiu stale się nas do czegoś przymusza, ale przynajmniej możemy jeszcze sami zdecydować, co chcemy przeczytać.
Carl dzielił czytelników na zające, żółwie i ryby. On sam był rybą i płynął przez książkowy świat a to dostojnie, a to znów szybko. Zające szły przez książkę jak burza i od razu zapominały, co czytały kilka stron wcześniej. Dlatego co i raz musiały się cofać, żeby to sprawdzić. Żółwie też to robiły, bo czytały tak wolno, że czasami mijały całe miesiące, zanim docierały do końca książki. Co wieczór tylko jedna strona, potem zasypiały. Zdarzało się też, że następnego wieczoru czytały ją jeszcze raz, bo nie były pewne, w którym miejscu skończyły. Do tego każde z tych zwierząt zamieniało się czasem w ciekawskie czajki, które skakały na koniec, czytały najpierw finał, a potem całą resztę.
Henn Carsten. Spacerujący z książkami. Marginesy, 2022
Tłumaczenie: Danuta Fryzowska